Coper14
Rozwiązane

Moja wizja końca świata...(opowiadanie)



Odpowiedź :

Rumi15
25 lipiec 2030 r.
Rosja - Moskwa
Kreml
21.30 czasu miejscowego

Trwa narada wojenna. Nie bez powodu ? na Alasce toczą się walki. Można powiedzieć, że na razie (niedługo się to zmieni) są spokojne. W końcu na bezludziu, jak to na bezludziu, nie ma cywili. Stojąc nieopodal można oglądać przepiękne widoki, zniekształcone jedynie dwiema armiami ? po około dwa miliony ludzi każda. Do tego oczywiście artyleria, samoloty, masa pojazdów i innego złomu (no dobra ? ten złom dopiero co wyszedł z fabryki i jest najnowocześniejszym sprzętem wojennym). Skoro wojna toczy się na Alasce to łatwo można domyślić się z kim ? ze Stanami Zjednoczonymi. Dwa największe państwa walczą ze sobą. Powody polityczne ? czyli do końca nie wiadomo jakie (a jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze).
Na ekranie umieszczonym na głównej ścianie gabinetu widać obraz z satelity. Sprytne urządzenie ? satelita. Lata sobie spokojnie (do czasu!) i podgląda, chociaż o tym nie wie, jedno z najważniejszych wydarzeń w historii Ziemi. Zostawmy jednak satelitę i skupmy się na zebranych. ToPrezydent Rosji oraz dowódcy piechoty, marynarki, lotnictwa i artylerii. Przed chwilą planowali działania na dzisiejszy dzień ? rutynowa procedura. Teraz jednak debatują nad wprowadzeniem stanu gotowości do odpalenia najniebezpieczniejszej broni na świecie ? pocisku atomowego. ?Dzisiaj jest jeszcze za wcześnie? - tym zdaniem Prezydent przedłużył życiorys mieszkańców Ziemi o jeszcze jeden niepewny dzień.
Broń atomowa to broń najniebezpieczniejsza. Nie dlatego, że obecnie największe pociski działają zabójczo na parędziesiąt kilometrów kwadratowych. Przy 150 mln kilometrach kwadratowych powierzchni wszystkich kontynentów to i tak niewiele. Najgorsze jest to, że odpalenie jakiegokolwiek pocisku powoduje odpalenie innego ? w stronę przeciwną. I tak latają sobie pociski po niebie w tę stronę i w tamtą, aż na Ziemi pozostaje mniej więcej jedno drzewo z trzema przerażonymi ptakami na jego gałęziach. Dlaczego są przerażone? Może dlatego, że wszyscy (czyt. drzewo i 3 ptaki) są zmutowani.


25 lipiec 2030
Alaska
obóz Amerykański ? kwatera główna
9.30 czasu miejscowego; 21.30 czasu moskiewskiego

Kilkoro oficerów stawiło się na porannej szybkiej odprawie. Właśnie przekrzykują hałas, który generuje parę rakiet, które właśnie spadły nieopodal, i próbują się porozumieć z Dowódcą Głównym, który siedzi teraz gdzieś w Pentagonie na fotelu z wbudowanym masażerem. Kiedy przekaz się skończył tylko, wymruczeli pod nosem coś niemiłego o ?urzędasie w Pentagonie?.
Usłyszeli, że muszą zataczać coraz szerszy krąg wokół Rosjan. Wydaje się być sensowne, nie? Otóż sensowne może to jest, ale wcale nie łatwe. Nie dlatego, że nad nimi latają rosyjskie samoloty, kilkanaście metrów obok ląduje rakieta, a Azjaci strzelają, jakby im się amunicja nie kończyła. Trudne to było dlatego, że oni robili to samo ? okrążali Amerykanów. I w efekcie grupa szturmowa, która miała zobaczyć czy tym wąwozem da się przejść na drugą stronę wzgórza, spotyka się z kim? Nie zgadniecie ? z Rosjanami!
Jak można się domyśleć wojna nie przynosiła skutków. Toczyła się walka pozycyjna ? obie strony stały naprzeciw siebie, wystrzeliwały tony amunicji, ale żadna nie miała przewagi. Potrzebny był jakiś impuls...


26 lipiec 2030
Ameryka
Pentagon
15.30 czasu miejscowego, 9.30 czasu Alaski

W Siedzibie Departamentu Obrony USA trwa zebranie. Wojna zaczęła się jakieś 3 dni temu, ale wszyscy dalej są zaskoczeni. Ktoś zaatakował terytorium USA!! Nikt się tego nie spodziewał, ale jednak. Teraz każdy myśli, jak szybko to zakończyć. Doszli do jednego wniosku: potrzebne jest coś, co Rosjan przestraszy, zniechęci i przy okazji zniszczy. Co to może być... Tak.. To pocisk atomowy. Teraz tylko jedno pytanie ? gdzie go spuścić? Do wyboru dwa miejsca ? pole bitwy, czyli Alaska oraz dowództwo sił zbrojnych Rosji, czyli Kreml. Alaska odpadła po krótkiej dyskusji. Nie można spuścić bomby na terytorium własnego kraju, gdzie na dodatek są żołnierze USA.
W tym momencie w życiorysie wszystkich ludzi zaczyna się rozdział zwany zakończeniem...


26 lipiec 2030
Ameryka
silos rakiet atomowych na północnym - zachodzie kraju
18.45 czasu miejscowego, 15.45 czasu Pentagonu, 21.45 czasu moskiewskiego

Rakieta już startuje. Zaledwie 15 minut od wydania rozkazu. Rosjanie mają jakieś 15 minut spokoju.


26 lipiec 2030
Rosja
Kreml
21.48 czasu miejscowego

Sztab Kryzysowy już w bunkrze atomowym. Trwa ewakuacja mieszkańców, ale na pewno nie wszyscy zdążą. Z silosów na Syberii już wystartowała rakieta obronna. Za 2 minuty kontakt z amerykańskim pociskiem. Oprócz tego 2 rakiety: jedna na Alaskę, druga na Pentagon...


27 lipiec
Środkowa Europa
zegarków już nie ma

Każdy kraj ma jakiś sojuszników i wrogów. Na nich też sypią się rakiety. Europa wymarła. Tam gdzie zostały ruiny jakiś miast nikogo już nie ma. W okolicach dawnego Berlinu leży satelita ? nie dawno latał nad Alaską ? zniósł go wybuch. Gdzieś na Syberii, gdzie nawet rakiety nie dolatują, ostało się drzewo i trzy ptaki - lekko zmutowane. Ludzi nie ma. Poza tymi, którzy właśnie umierają na chorobę popromienną.
To nie koniec świata. Nie. Przecież za jakieś 5 miliardów lat Ziemia będzie całkiem podobna do tej sprzed paru dni. Tylko coś się miało wtedy wydarzyć... Zaraz... A! Już wiem: Słońce pochłonie Ziemię.
Pewnego dnia gdy się obudziłam to wyjrzałam przez okno i zobaczyłam jak słońce zbliża się do mnie i jest coraz blirzej nagle bum ... dalej wymyśl smam/sama pa
raczej nikt więcej ci nie odpisze masz chociarz podsunięty pomysł nara
Dojdzie do katastrofy ekologicznej, która wywoła gwałtowną plagę. Możni i bogaci, oraz ich rodziny schronią się w nielicznych bunkrach. Wszyscy inni ludzie zostaną pozostawieni sami sobie. Większość umrze w męczarniach na nieznaną chorobę w ciągu pierwszego miesiąca, przede wszystkim najsłabsi czyli starcy i dzieci. Murzyni z afryki środkowej i populacja z innych nieskalanych nigdy do tej pory przez toksyny terenów, okażą się nieodporni i wymrą wszyscy w przeciągu zaledwie kilku tygodni. Z faktu położenia w znacznej odległości od reszty świata jedynym niedotkniętym przez zarazę terenem będzie Australia (obywatele Nowej Zelandii i okolicznych ucywilizowanych wysp natychmiast przetransportują się Australii), jednak jej rząd zmobilizuje wszystkie siły zbrojne żeby zachować kwarantanne i nie wpuścić do siebie żadnego ze statków pełnych uchodźców z pozostałych kontynentów, próbujących ratować się przed plagą. Nie chcąc wracać do miejsca gdzie czeka ich pewna śmierć w przeraźliwych katuszach, będą czekać na litość ze strony rządu Australii. W rezultacie wszyscy oni umrą z braku słodkiej wody, zawieszeni między niebem a piekłem. Australijczycy będą patrzeć ze znacznej odległości jak umierają niewinni ludzie - w ich wypadku śmierć była wybawieniem. Tych którzy przetrwali paroksyzmy choroby dotknęły nieodwracalne zmiany. Wypadły im włosy, skóra łuszczyła się jak u jaszczurek, a oczy wyblakły jak perły i wszystko widziały już tylko przez gęstą mgłę. Cały znany nam świat upadnie, cywilizacja się skończy. Nie będzie władzy, panować będzie prawo dżungli, tak w Ameryce, Europie jak i Azji, choć niezależnie. Szybko skończą się paliwa i podróżowanie stanie się niemal niemożliwe. Powstaną nowe religie oraz obudzą się starzy Bogowie. Jednak to wszystko trwać będzie zaledwie jedno pokolenie, ponieważ kolejnym skutkiem przebytej choroby będzie bezpłodność. W przeciągu kilkudziesięciu lat prawie cała ludzkość wymrze. Australijczycy długo będą się cieszyć ze swojego szczęścia jednak za sprawą swojego niewygodnego klimatu okażą się całkowicie niesamowystarczalni. Obywatele cierpieć będą nieopisany głód. Będą żyć w brudzie i ubóstwie, a to doprowadzi do całkowicie innej plagi, jednak nie mniej zabójczej, cholery. Ich hipokryzję ukarze los w najbardziej ironiczny sposób - wszyscy umrą w potwornym pragnieniu. A co z mieszkańcami bunkrów? Przetrwali najdłużej rozmnażając się między sobą. Mając zapasy wody i pożywienia na około sto lat egzystowali pod ziemią jak robactwo - jakim się okazali. Gdy głód im także zacznie zaglądać w oczy zaczną wysyłać zwiadowców żeby sprawdzili czy efekty katastrofy wciąż są zabójcze. Klimat się odrodzi, jednak tak mała ilość ludzi z kilku zaledwie bunkrów oddalonych od siebie o setki bądź nawet tysiące kilometrów, nie będzie w stanie odbudować cywilizacji. Dawniej możni teraz będą walczyć o przetrwanie jedząc korzonki. Koniec świata przetrwają tylko karaluchy, karaluchy pod postacią ludzką i prymitywne plemiona murzyńskie z okolic Australii. Ci ostatni nawet nie będą zdawali sobie sprawy z tego co się dzieje wokół nich. Kanic.