Naśladując styl Apokalipsy św. Jana, opisz jakąś współczesną katastrofę, np. powódź, trzęsienie ziemi, wypadek.



Odpowiedź :

tytuł " niespodziewana nawałnica"
Był piękny lipcowy słoneczny dzien. Obie z koleżanką postanowiłyśmy wybrac sie nad jezioro. Nic nie zapowiadało wiszącej w powietrzu tragedii. Niebo było przejrzyste błekitne a upał dawał się we znaki nie czekając ani chwili wsiadłysmy na rowery i czym predzej udałyśmy sie nad jezioro. Nad jeziorem było fantastycznie pływałysmy i prazyłysmy sie w sloncu nagle zachmurzylo sie i na niebie pokazaly sie czarne ogromne chmury. Kasia- moja kolezanka mówiła mi abysmy nie przerywały naszego plazowania , lecz moje przeczucie mówiło inaczej. Zebrałam rzeczy i powiedziałam, że czym prędzej musimy wracac do domu. Wsiadłysmy na rowery i podążyłyśmy w drogę do domu. ledwo wyjechałyśmy na szosę a zerwał się taki wiatr ze nie mogłyśmy utrzymać równowagi na rowerze, za chwile z nieba lunął oggromny ulewny deszcz. Zagrzmiało. zeszłysmy z rowerów i postanowiłysmy przeczekac deszcze w budce telefonicznej. na szosie zrobiło sie strasznie ciemno i pusto. Jak na złośc nie jechał rzaden samochód.
Z nieba zaczął nagle padac ogromny grad wielkosci kurzych jaj zrobiło sie bardzo zimno okryłysmy sie recznikami i czekałysmy z nadzieja ze burza przejdzie. Niestety nic na to nie wskazywało, dopiero na dworze rozegrało sie piekło wiatr tak strasznie wiał że gałęzie drzew uginały sie i łamały. Strasznie sie blyskalo, piooruny waliły jak opętane. Serce podeszło mi do gardła gdy piorun uderzył obok budki naszego jedynego schronienia. nagle z drzewa obok spadła gałaż tłukąc tylnią szybę budki. Obie z kasią stwierdziłysmy ze to nie własciwe schronienie postanowiłysmy poszukac wolnej przestrzeni i przeczekac burze z dala od drezew. pobiegłysmy ile sił w nogach i na ile pozwalał nam wiatr na druga stronę jezdni. tam było pole obie z kasia połozyłysmy sie na nim z nadzieją ze burza szybko minie. z oddali widzialysmy jak wiatr wyrywa ddrzewa z korzeniami. Dalej nie pamietam bo chyba zasnełam na polu, ale obie z kasią obudziłyśmy sie i nagle na niebie widniała piękna siedmiobarwa tecza i zywioł juz sie skonczył. wróciłysmy czym predzej do domu cale rzemoczone, zziebniete i wystraszone. NIE zycze nikomu takiej przygody.