Rozwiązane

reportaż o wakacjach .
żeby nie był za krótki ani za długi :)



Odpowiedź :

Jest godzina 2.00, nie mogę zasnąć. Jestem podekscytowana podróżą. Nie mogę się doczekać, kiedy będę na miejscu! O godzinie 4.30 jesteśmy gotowi do wyjazdu. Razem z kuzynką i jej rodzicami wyruszamy na lotnisko do Berlina. Całą drogę przespałam.

Na lotnisku panuje straszny tłok. Polecimy liniami British Airways, z Berlina lecimy do Londynu a z Londynu do Vancover. Przed wejściem do samolotu musimy przejść przez kontrole, nie jest to przyjemne, jednak konieczne. O godzinie 10.30 wsiadamy do samolotu, co prawda samolot miał 30 minut opóźnienia, ale czas szybko nam zleciał.
To moja pierwsza podróż samolotem i w przeciwieństwie do mojej mamy nie bałam się. W samolocie było bardzo wygodnie. Dzięki miłej obsłudze, telewizji i dość smacznym przekąskom lot zleciał nam szybko. Wylądowaliśmy na lotnisku w Londynie. Lotnisko Heathrow jest tak duże, że przez 30 min jechaliśmy autobusem, by dotrzeć na teraminal. Mamy 2 godziny, by ochłonąć i zebrać siły na dalszą podróż. Czas na lotnisku zleciał nam dość szybko. Znowu czeka nas przeprawa przez ,,bramki”. Jesteśmy już w samolocie .
Teraz przed nami bardzo długi lot nad oceanem - ponad 10 godzin Przyznam, że teraz ogarnął mnie lekki niepokój. Wszelkie obawy i złe myśli minęły jednak, gdy samolot wzbił się bezpiecznie w górę i otrzymaliśmy sygnał, że możemy odpiąć pasy. W czasie lotu podziwiamy piękne widoki. W przeciągu krótkiego czasu widzimy wschód i zachód słońca – coś niesamowitego! Lecimy nad Grenlandią - piękny widok .Nie wiedziałam, że chmury, ich kształt i kolor mogą tak zachwycać. Zostały już tylko 2 godziny. Z niecierpliwością czekam na bezpieczne lądowanie. W Kanadzie mam ciocię, wujka i 2 kuzynki. Nie widziałam ich już 3 lata.

Jest ! Jesteśmy na miejscu.

Zmęczeni, ale szczęśliwi wychodzimy z samolotu Czekamy na nasze bagaże. Wychodząc z bagażami widzimy pana z kartką, na której napisane jest nazwisko mojego wujka. Byliśmy trochę zdziwieni, a nawet troszkę zdenerwowani, ponieważ sympatyczny pan poprosił nas o pójście za nim. Innym wyjściem niż pozostali zostaliśmy wyprowadzeni na parking, gdzie czekała na nas limuzyna. Zupełnie nie wiedzieliśmy co o tym myśleć. Nagle słyszymy za nami głośny śmiech. Odwracamy się ,a to nasza rodzinka pokłada się ze śmiechu. Ale nam wycieli numer!
Witamy się serdecznie płacząc ze śmiechu.
Długą, białą, luksusową limuzyną zwiedzamy Vancouver. Jesteśmy w domu. Mimo zmęczenia nie idziemy spać, opowiadamy wrażenia z podróży i cieszymy się ze spotkania.
SANKTUARIUM W LICHENIU-POMNIK WIARY

Sanktuarium Maryjne Matki Bożej Bolesnej Królowej Polski w Licheniu jest największym w całej Polsce. Budowa pięknej, nowej bazyliki została zakończona dopiero kilka lat temu. A wszystko to z powodu cudownego obrazu NMP. To właśnie tam udaję się z pielgrzymką ze wsi Pleszów.

WYJAZD
Jest godzina szósta rano dnia dwunastego sierpnia, a przed kościołem pod wezwaniem św. Wincentego i narodzenia Najświętszej Marii Panny stoi okazały tłumek ludzi oczekujących księdza przewodnika i autokaru. Na wszystkich twarzach widzę zaspanie i podniecenie spowodowane perspektywą dwudniowego wyjazdu. Nie wszyscy mieszkają w Pleszowie, są też osoby z Ruszczy i Krzesławic. Powoli podjeżdżają środki transportu, zajmujemy wolne miejsca i po krótkiej modlitwie ruszamy ku Wielkopolsce. Obrazy zza szyby zmieniają wygląd z podmiejskiego na leśny, a następnie typowo wiejski. Przez okna zagląda mocno świecące, wakacyjne słońce, przez co w autokarze jest gorąco. Cały czas, ksiądz Eugeniusz stara się utrzymać miłą atmosferę, śpiewając, modląc się i zachęcając do tego innych. Dojechawszy do Konina gdzie odbył się dość długi postój, nabraliśmy energii i potoczyliśmy się do Lichenia.

SANKTUARIUM
Gdy nadeszła odpowiednia chwila, wysiedliśmy z autokaru i ruszyliśmy ku robiącej ogromne wrażenie bazylice. Z daleka podziwialiśmy pozłacaną kopułę i wysoką wierzę. Najpierw, po przejściu przez ogrody z mnóstwem zieleni i fontannami, zeszliśmy po okazałych schodach do Kaplicy Trójcy Przenajświętszej, przy okazji oglądając tysiące tablic z nazwiskami ofiarodawców. Po odmówieniu różańca, wróciliśmy przed bazylikę. Tam, po wykonaniu pamiątkowych zdjęć, ksiądz zaczął nam opowiadać o sanktuarium, czasami zaglądając do przewodnika.
-Moi drodzy, właśnie wyszliśmy z tak zwanej Złotej Kaplicy. Teraz kilka informacji o samej bazylice. Tak więc, ma ona 120 metrów długości (150 wraz ze schodami), 77 szerokości i 40 wysokości w nawie głównej. Dzwonnica wznosi się na wysokość 56 metrów, a wieża ma 143. Widoczna z daleka kopuła ma 25 metrów średnicy, a krzyż na jej szczycie wznosi się 92 metry ponad teren Sanktuarium. Kubatura budowli wynosi ponad 300 tysięcy metrów sześciennych, a jej ciężar to 110 tysięcy ton. Światło wpada do wnętrza przez tyle okien, ile jest dni w roku - 365, a wejść do środka można przez tyle drzwi, ile rok ma tygodni - 52.

Kiedy wysłuchaliśmy tego, postanowiliśmy wejść do środka. Od wewnątrz bazylika robiła jeszcze większe wrażenie. Poczułam się cudownie patrząc na ołtarz. Ludzie wokół mnie chyba czuli się podobnie, bo nikt się nie odzywał, tylko z zapartym tchem podziwiał budowlę o regularnych, klasycznych kształtach, pełną powagi i dostojeństwa. Bardzo podobały mi się ogromne ławy, świeczniki, obrazy i fotele dla księży. Wszystko tutaj wyglądało na dokładnie dopasowane. Ruszyliśmy do kapliczek bocznych. Chłopcy przede mną zaczęli patrzeć zaciekawieni na jedną z nich.
-Ta jest poświęcona 108 męczennikom. -wyjaśnił im szeptem ksiądz, a po chwili dodał z zachwytem.- Piękna, prawda?- zamyślił się na chwilę.- Chodźmy dalej!

GOLGOTA I HISTORIA
Ksiądz Eugeniusz poprowadził nas do słynnej Golgoty. Zaczęliśmy Drogę Krzyżową. Dotarłszy na szczyt, poznaliśmy historię tego miejsca i cudownego obrazu:
-W 1813 r. po bitwie pod Lipskiem ranny żołnierz Tomasz Kłossowski zobaczył postać Maryi Panny z Orłem Białym na piersi. Od Bożej Rodzicielki usłyszał zapewnienie, że wyzdrowieje i wróci do ojczyzny. Otrzymał też polecenie odszukania Jej wizerunku. "Dobrze mi się przypatrz - rzekła Maryja - abym na tym obrazie wyglądała tak, jak mnie tu widzisz. Ten wizerunek umieścisz w miejscu publicznym w swych rodzinnych stronach". W lesie nieopodal Lichenia w 1850 r. Matka Boża trzykrotnie ukazała się pasterzowi Mikołajowi Sikatce. W czasie ostatniego objawienia 15 sierpnia 1850 r. Matka Boża była ubrana w amarantową suknię, a biało-złocisty płaszcz z symbolami Męki Pańskiej spływał fałdami aż do Jej stóp. Na głowie miała koronę, zaś na piersiach widniał Biały Orzeł. W dłoni trzymała różaniec. Gdy w 1852 r. wybuchła epidemia cholery, ludzie zaczęli gromadzić się na modłach przed obrazem, prosząc o uwolnienie od zarazy. Nagły wzrost popularności wizerunku Matki Bożej z Orłem Białym sprawił, że zatroszczono się o bardziej odpowiednie dla niego miejsce. Najpierw Obraz przeniesiony został do wybudowanej tuż obok specjalnie w tym celu kaplicy. Kilka tygodni później, 29 września 1852 r., po uroczystej procesji obraz umieszczono w starym kościółku parafialnym w Licheniu. Po powstaniu styczniowym wystawianiu obrazu sprzeciwiły się - ze względu na motyw Orła Białego - władze carskie. Polscy duchowni zdołali przekonać rosyjskich urzędników, że obraz przedstawia nie orła lecz Ducha Świętego, który przybrał postać gołębicy. Oznaki polskości musiano jednak zakryć srebrną sukienką. Okupację wizerunek Matki Bożej przetrwał w ukryciu, by w marcu 1945 r. powrócić do świątyni. W 1949 r. ograbione i zaniedbane sanktuarium licheńskie objęli ojcowie marianie. Tym samym spełniła się zapowiedź Matki Bożej o powstaniu klasztoru oraz że na straży wizerunku staną Jej synowie. W listopadzie 1965 r. papież Paweł VI uznał obraz Bolesnej Królowej Polski za cudowny i polecił go ukoronować. A 15 sierpnia 1967 r. rozpoczęły się w Licheniu uroczystości koronacyjne z udziałem ks. Stefana kardynała Wyszyńskiego. Ksiądz Prymas przypomniał wtedy, że w 1921 r., jeszcze jako alumn seminarium włocławskiego, przybył do Lichenia na leczenie. Miał tak zaawansowaną gruźlicę, iż prosił Maryję jedynie o to, by mógł przyjąć święcenia kapłańskie i odprawić przynajmniej jedną Mszę św. Dzięki wstawiennictwu Matki Bożej Licheńskiej ks. Wyszyński dostał znacznie więcej niż się spodziewał, a Polska otrzymała w jego osobie Prymasa Tysiąclecia. Obecnie możemy oglądać prawdziwą bazylikę.

Wśród promieni popołudniowego słońca, ruszyliśmy pomodlić się przed cudownym obrazem. Wszystkim tak się spodobał, że zakupiliśmy małe reprodukcje. Spokojnie udaliśmy się na spoczynek.

DOM PIELGRZYMA „ARKA”
W niewielkich pokoikach, trochę stłoczeni zaczynamy naprawdę dobrze się poznawać. Dziele pokój z garstka młodzieży, która zdecydowała się na pielgrzymkę w środku wakacji. Śmiejemy się, jemy kolację i rozmawiamy. Opowiadamy sobie o wrażeniach dnia dzisiejszego. Okazuje się, że każdy z nas przeżył to trochę inaczej. Siedząc na piętrowym łóżku rozmawiam z rodzeństwem- dwoma siostrami- Sabiną i Eweliną. Wszystkie trzy spieramy się, co najbardziej nam się podobało.
-Z daleka ta kopuła wyglądała poprostu obłędnie!- upiera się Sabina.
-Ale to nic, w porównaniu z ołtarzem.-dodaję od siebie.
-Najśliczniejsza była Golgota.-oświadcza poważnie, najmłodsza z nas, Ewelina.
Ostatecznie, bardzo zmęczeni dniem pełnym wrażeń, szybko zasypiamy.

POWRÓT
Sprzątnęliśmy nasz mały pokoik, oddaliśmy klucz i poszliśmy na poranną mszę. Starałam się wychwycić każdy szczegół tego pięknego miejsca. Czułam, że zobaczyłam zdecydowanie za mało i chciałam tam zostać trochę dłużej, dlatego zrezygnowałam ze śniadania na rzecz zwiedzenia ogrodów. Byłam nimi szczerze zachwycona. Było tam mnóstwo tablic pamiątkowych, pomników i ciekawych dzieł sztuki. Ostatecznie, musiałam pożegnać się z Licheniem i wrócić do Krakowa. Na miejscu byliśmy około godziny szesnastej. Wiem jednak, że ta pielgrzymka dała mi wiele do myślenia o tym, ile można poświęcić dla słusznej sprawy i wiary.
Dzisiaj o 6:00 wyruszyliśmy w góry. Gdy szliśmy widoki były piękne, i te krajobrazy, tylko można sobie to wyobrazić. Nagle na szlaku napotkaliśmy małe zwierzę, było białe i miało rogi, to chyba był baranek, był bardzo ładny i miał białą pulchną sierść.
Wydawało się z daleka że miał złamaną nogę pewnie spad z dużej wysokości, gdy podeszliśmy bliżej okazało się że to prawda. Jak najszybciej zadzwoniliśmy do pobliskiego weterynarza, który przybył na miejsce bardzo szybko.
Podczas całej akcji dużo rozmawialiśmy o jego pracy i bardzo nas to zaciekawiło. Weterynarz zabrał baranka do gabinetu.
My dokończyliśmy naszą wycieczkę , wracając również rozmawialiśmy o tym co sę wydarzyło i kto by chciał zostać weterynarzem, każdy był zaciekawiony.

(Nie wiem czy dobrze bo już zapomniałam jak ma wyglądać reportaż :P) Pozdro

Inne Pytanie