Odpowiedź :
II część Dziadów rozgrywa się nocą w kaplicy cmentarnej, w przeddzień Wszystkich Świętych. Wszyscy mieszkańcy wioski zebrali się na obrzędach, których celem jest przywołanie dusz cyśćcowych, aby w jakiś sposób ulżyć ich cierpieniom. Całemu obrzędowi przewodniczy Guślarz. Nakazuje on zamknąć wszystkie drzwi i pozasłaniać okna. W ciemnościach wzywa wszystkie dusze czyśćcowe, aby stawiły się na Dziady do kaplicy, gdzie czeka przygotowane dla nich jedzenie, napoje i pacierze. Podpalając garście kądzieli i rozrzucając je wokół, Guślarz zwołuje dusze tych, co za życia:
,,Zabłysnęli i spłonęli
Jako ta garstka kądzieli"
Na to zaklęcie przybywa dwoje dzieci, podobnych do aniołów. Są to Józia i Rózia, dzieci obecnej na Dziadach wieśniaczki. Teraz, po śmierci, miło spędzają czas w raju, dręczy ich jednak nuda. Nie mogą się dostać do nieba, gdyż nigdy w swym życiu nie doświadczyły żadnego smutku. Dlatego proszą zebranych tylko o dwa ziarenka gorczycy, bo:
,,Kto nie doznał gorczycy ni razu,
Ten nie dozna słodyczy w niebie".
Po odejściu Józia i Rózi Guślarz nakazuje ustawić na środku Kaplicy kocioł wódki i podpalić go. Buchnął wielki promień, który natychmiast zgasł. Wzywa potem duchy potępione za najcięższe zbrodnie, ukarane przywiązaniem do ciała nawet po śmierci. Wśród chmary drapieżnego ptactwa: kruków, sów, orłów przybywa odrażające, poranione widmo pana. Jest to duch dawnego dziedzica tej wioski, zmarłego przed trzema laty. Ukarany został wiecznym głodem i skazany na rozszarpywanie przez żarłoczne ptaki. Nie marzy nawet o dostaniu się do nieba, chce tylko, aby jego dusza opuścila wreszcie udręczone ciało i odpoczęła choćby w piekle. Może się to stać dopiero wtedy, gdy ktoś z jego dawnych poddanych nakarmi go i napoi. Nie chcą jednak na to pozwolić otaczające go ptaki - jak się okazuje - niegdyś poddani dziedzica, którzy z jego winy pomarli z głodu. Kruk opowiada zebranym, jak to ukradł z pańskiego ogrodu kilka jabłek, bo od trzech dni nic nie jadł. Za to drobne przewinienie pan kazał go bić tak, że poodbijano mu od ciała wszystkie kości. Jedna z sów zaś opowiedziała, że kiedyś jako kobieta z dzieckiem przy piersi stała przed bramą dworu, prosząc o jałomużnę, pan kazał ją wygonić na śnieg i mróz. Nie miał jej kto pomóc, bo jej mąż zmarł, matka była chora, a, córkę pan zabrał do dworu. W rezultacie kobieta zamarzła na śniegu razem ze swym dzieckiem. Wobec tych oskarżeń pan sam przyznał, że niema dla niego ratunku:
,,Bo kto nie był ni razu człowiekiem,
Temu człowiek nic nie pomoże''.
Po zniknięciu pana Guślarz zapala wianek ze śwęconego ziela i wzywa duszę tych, którzy życie spędzili tylko w świecie marzeń, nie stykając się z rzeczywistością. Wkrótce pojawia się dziewczyna o anielskiej postaci, pędząca przed sobą baranka. Jest to Zosia, niegdyś najładniejsza we wsi pasterka, która odrzucała jednak wszystkich zalotników. Żyła beztrosko, ale też nie znała prawdziwego szczęścia. Teraz błąka się po pięknych, pełnych zieleni polach, zawieszona między niebem a ziemią. Chce tylko, żeby obecni na obrzędach młodzieńcy zdołali chwycić ją za ręce i przyciągnąć do ziemi. W jej prośbie zostaje wyrażona tęsknota za ziemską miłością, która gwarantuje pobyt w raju. Na razie nie może zostać spełniona, bo:
,,Kto nie dotknął ziemi ni razu,
Ten nigdy nie może być w niebie".
Jednak teraz też nikt nie może jej pomóc, gdyż jak mówi obecny Guślarz, zgodnie z Bożymi wyrokami pokuta Zosi skończy się dopiero za dwa lata.
Po zniknięciu Zosi, Guślarz po raz ostatni wzywa wszystkie dusze rzucając w kąt kaplicy garście soczewicy i maku. Nikt nie przybywa na to wezwanie, ale z pianiem koguta, gdy obecni zaczynają się rozchodzić spod podłogi wychodzi Widmo. Jest to mężczyzna z krwawą oręgą od serca aż do nóg. Stanął on przy obecnej przy obrzędach pasterce i nie odpowiadał ani na pytania Guślarza, czego potrzebuje, ani na jego wezwanie, aby odszedł. Nie odchodzi nawet wtedy, gdy Guślarz go przeklina w imię Boga, ani wtedy, gdy go kropi wodą święconą. Także pasterka nie odpowiada na żadne pytania i uśmiecha się tylko do Widma. Obecni zastanawiają się, dlaczego nosi ona żałobę skoro jej mąż żyje. Wobec braku reakcji ze strony kobiety wieśniaczki biorą ją pod ręce i wyprowadzają ją z kaplicy. Widmo podąża za nimi.
Koniec ; )
,,Zabłysnęli i spłonęli
Jako ta garstka kądzieli"
Na to zaklęcie przybywa dwoje dzieci, podobnych do aniołów. Są to Józia i Rózia, dzieci obecnej na Dziadach wieśniaczki. Teraz, po śmierci, miło spędzają czas w raju, dręczy ich jednak nuda. Nie mogą się dostać do nieba, gdyż nigdy w swym życiu nie doświadczyły żadnego smutku. Dlatego proszą zebranych tylko o dwa ziarenka gorczycy, bo:
,,Kto nie doznał gorczycy ni razu,
Ten nie dozna słodyczy w niebie".
Po odejściu Józia i Rózi Guślarz nakazuje ustawić na środku Kaplicy kocioł wódki i podpalić go. Buchnął wielki promień, który natychmiast zgasł. Wzywa potem duchy potępione za najcięższe zbrodnie, ukarane przywiązaniem do ciała nawet po śmierci. Wśród chmary drapieżnego ptactwa: kruków, sów, orłów przybywa odrażające, poranione widmo pana. Jest to duch dawnego dziedzica tej wioski, zmarłego przed trzema laty. Ukarany został wiecznym głodem i skazany na rozszarpywanie przez żarłoczne ptaki. Nie marzy nawet o dostaniu się do nieba, chce tylko, aby jego dusza opuścila wreszcie udręczone ciało i odpoczęła choćby w piekle. Może się to stać dopiero wtedy, gdy ktoś z jego dawnych poddanych nakarmi go i napoi. Nie chcą jednak na to pozwolić otaczające go ptaki - jak się okazuje - niegdyś poddani dziedzica, którzy z jego winy pomarli z głodu. Kruk opowiada zebranym, jak to ukradł z pańskiego ogrodu kilka jabłek, bo od trzech dni nic nie jadł. Za to drobne przewinienie pan kazał go bić tak, że poodbijano mu od ciała wszystkie kości. Jedna z sów zaś opowiedziała, że kiedyś jako kobieta z dzieckiem przy piersi stała przed bramą dworu, prosząc o jałomużnę, pan kazał ją wygonić na śnieg i mróz. Nie miał jej kto pomóc, bo jej mąż zmarł, matka była chora, a, córkę pan zabrał do dworu. W rezultacie kobieta zamarzła na śniegu razem ze swym dzieckiem. Wobec tych oskarżeń pan sam przyznał, że niema dla niego ratunku:
,,Bo kto nie był ni razu człowiekiem,
Temu człowiek nic nie pomoże''.
Po zniknięciu pana Guślarz zapala wianek ze śwęconego ziela i wzywa duszę tych, którzy życie spędzili tylko w świecie marzeń, nie stykając się z rzeczywistością. Wkrótce pojawia się dziewczyna o anielskiej postaci, pędząca przed sobą baranka. Jest to Zosia, niegdyś najładniejsza we wsi pasterka, która odrzucała jednak wszystkich zalotników. Żyła beztrosko, ale też nie znała prawdziwego szczęścia. Teraz błąka się po pięknych, pełnych zieleni polach, zawieszona między niebem a ziemią. Chce tylko, żeby obecni na obrzędach młodzieńcy zdołali chwycić ją za ręce i przyciągnąć do ziemi. W jej prośbie zostaje wyrażona tęsknota za ziemską miłością, która gwarantuje pobyt w raju. Na razie nie może zostać spełniona, bo:
,,Kto nie dotknął ziemi ni razu,
Ten nigdy nie może być w niebie".
Jednak teraz też nikt nie może jej pomóc, gdyż jak mówi obecny Guślarz, zgodnie z Bożymi wyrokami pokuta Zosi skończy się dopiero za dwa lata.
Po zniknięciu Zosi, Guślarz po raz ostatni wzywa wszystkie dusze rzucając w kąt kaplicy garście soczewicy i maku. Nikt nie przybywa na to wezwanie, ale z pianiem koguta, gdy obecni zaczynają się rozchodzić spod podłogi wychodzi Widmo. Jest to mężczyzna z krwawą oręgą od serca aż do nóg. Stanął on przy obecnej przy obrzędach pasterce i nie odpowiadał ani na pytania Guślarza, czego potrzebuje, ani na jego wezwanie, aby odszedł. Nie odchodzi nawet wtedy, gdy Guślarz go przeklina w imię Boga, ani wtedy, gdy go kropi wodą święconą. Także pasterka nie odpowiada na żadne pytania i uśmiecha się tylko do Widma. Obecni zastanawiają się, dlaczego nosi ona żałobę skoro jej mąż żyje. Wobec braku reakcji ze strony kobiety wieśniaczki biorą ją pod ręce i wyprowadzają ją z kaplicy. Widmo podąża za nimi.
Koniec ; )