Odpowiedź :
Premier Tusk zapewnia, że ta wojna ma sens. Ta - w Afganistanie. No bo ta w Iraku już chyba nie, skoro się z niej wycofujemy. A jeszcze niedawno byliśmy - klasa polityczna i media - pewni, że ta iracka też ma sens. Nie jest miło wychodzić na naiwnego.
Dobrze, że premier poleciał dzielnie z ministrem Klichem podtrzymać na duchu polskich żołnierzy po stracie trzech kolegów. To obowiązek rządzących. Nie mógł podcinać im skrzydeł i za dużo filozofować, tam na froncie. Ale w kraju przydałaby się uczciwa dyskusja na temat tej wojny. Taka jaka wybuchła świeżo w Kanadzie i we Francji, kiedy zginęli i ich żołnierze.
W obu przypadkach rośnie tam sprzeciw i żąda się wycofania wojska z Afganistanu. Tymczasem Sarkozy obiecał, że wzmocni jeszcze kontyngent francuski (2600 żołnierzy) o 700. Jak na ironię, W Kanadzie najsilniejszy opór jest w frankofońskim Quebeku, a cała Kanada podzielona jest ponoć 50:50. W USA Agganistan ma o niebo lepszą prasę niż Irak, ale i tam wdziera się zwątpienie. Mija siedem lat od amerykańskiej interwencji i obalenia rządów mułly Omara, przyjaciela Osamy, a nowy Afganistan jest wciąż tak słaby, że bez ISAFu by się zawalił.
To musi być upokorzenie dla wojska. Tyle wysiłku, tyle ofiar (prawie tysiąc), a talibskiej hydrze łeb odrasta. Tylko że frustracja generałów nie musi być dobrym doradcą polityków. Wojsko zawsze szuka rozwiązań wojskowych. Zwykle: więcej pieniędzy, więcej wojska. Tymczasem w Afganistanie nie wygrywa się przeciwko Afgańczykom, to znaczy - bez poparcia a przynajmniej neutralności tych, którzy tam żyją od pokoleń. Każdy cywil zabity ,,przypadkiem” w potyczkach przez wojska ISAF przechyla szalę bardziej i bardziej na korzyść talibów. Nawet jeśli talibowie palą szkoły, gdzie chodzą dziewczynki i zabijają ich nauczycielki. Warunkiem sukcesu jest też pewnie wytępienie hodowli konopi, ale jak to zrobić w wciąż jednym z najbiedniejszych krajów świata? No i kwestia Pakistanu, zwłaszcza teraz, po odejściu pro-amerykańskiego Muszarrafa. Zapleczem talibów jest Pakistan. Im słabszy rząd w Islamabadzie, tym silniejsi talibowie.
Nie namawian do rejterady. To jeszcze nie Wietnam. Ale myślę, że warto się zastanowić nad zakończeniem naszej misji afgańskiej na podobnej zasadzie jak irackiej. Bez zaskakiwania sojuszników i Karzaja, z dużym wyprzedzeniem. Może ta wojna jest słuszniejsza niż iracka, ale jaki ma sens, skoro nie przynosi oczekiwanych skutków? Jaki ma sens, gdy giną cywile, jak wczoraj w Heracie (prawdopodobnie ofiary Amerykanów) lub rok temu w Nangar Khel (prawdopodobnie ofiary Polaków, niestety). Jaki ma sens, gdy nasi żołnierze są być może pozbawieni dostatecznej osłony wywiadowczej?
A już na pewno nie ma sensu wysyłać teraz dodatkowych żołnierzy. Powiedział to zresztą minister Sikorski w spontanicznej reakcji na wiadomość o śmierci trzech Polaków w Afganistanie. Tylko że członek tego samego rządu, minister obrony Klich powiedział, że trzeba wzmocnić siły w Afganistanie. Kogo posłucha premier Tusk? Ale może Klich nie miał na myśli posiłków z Polski. Jak już, to wysyłajmy i modernizujmy sprzęt, a nie nowe wojsko.
Dobrze, że premier poleciał dzielnie z ministrem Klichem podtrzymać na duchu polskich żołnierzy po stracie trzech kolegów. To obowiązek rządzących. Nie mógł podcinać im skrzydeł i za dużo filozofować, tam na froncie. Ale w kraju przydałaby się uczciwa dyskusja na temat tej wojny. Taka jaka wybuchła świeżo w Kanadzie i we Francji, kiedy zginęli i ich żołnierze.
W obu przypadkach rośnie tam sprzeciw i żąda się wycofania wojska z Afganistanu. Tymczasem Sarkozy obiecał, że wzmocni jeszcze kontyngent francuski (2600 żołnierzy) o 700. Jak na ironię, W Kanadzie najsilniejszy opór jest w frankofońskim Quebeku, a cała Kanada podzielona jest ponoć 50:50. W USA Agganistan ma o niebo lepszą prasę niż Irak, ale i tam wdziera się zwątpienie. Mija siedem lat od amerykańskiej interwencji i obalenia rządów mułly Omara, przyjaciela Osamy, a nowy Afganistan jest wciąż tak słaby, że bez ISAFu by się zawalił.
To musi być upokorzenie dla wojska. Tyle wysiłku, tyle ofiar (prawie tysiąc), a talibskiej hydrze łeb odrasta. Tylko że frustracja generałów nie musi być dobrym doradcą polityków. Wojsko zawsze szuka rozwiązań wojskowych. Zwykle: więcej pieniędzy, więcej wojska. Tymczasem w Afganistanie nie wygrywa się przeciwko Afgańczykom, to znaczy - bez poparcia a przynajmniej neutralności tych, którzy tam żyją od pokoleń. Każdy cywil zabity ,,przypadkiem” w potyczkach przez wojska ISAF przechyla szalę bardziej i bardziej na korzyść talibów. Nawet jeśli talibowie palą szkoły, gdzie chodzą dziewczynki i zabijają ich nauczycielki. Warunkiem sukcesu jest też pewnie wytępienie hodowli konopi, ale jak to zrobić w wciąż jednym z najbiedniejszych krajów świata? No i kwestia Pakistanu, zwłaszcza teraz, po odejściu pro-amerykańskiego Muszarrafa. Zapleczem talibów jest Pakistan. Im słabszy rząd w Islamabadzie, tym silniejsi talibowie.
Nie namawian do rejterady. To jeszcze nie Wietnam. Ale myślę, że warto się zastanowić nad zakończeniem naszej misji afgańskiej na podobnej zasadzie jak irackiej. Bez zaskakiwania sojuszników i Karzaja, z dużym wyprzedzeniem. Może ta wojna jest słuszniejsza niż iracka, ale jaki ma sens, skoro nie przynosi oczekiwanych skutków? Jaki ma sens, gdy giną cywile, jak wczoraj w Heracie (prawdopodobnie ofiary Amerykanów) lub rok temu w Nangar Khel (prawdopodobnie ofiary Polaków, niestety). Jaki ma sens, gdy nasi żołnierze są być może pozbawieni dostatecznej osłony wywiadowczej?
A już na pewno nie ma sensu wysyłać teraz dodatkowych żołnierzy. Powiedział to zresztą minister Sikorski w spontanicznej reakcji na wiadomość o śmierci trzech Polaków w Afganistanie. Tylko że członek tego samego rządu, minister obrony Klich powiedział, że trzeba wzmocnić siły w Afganistanie. Kogo posłucha premier Tusk? Ale może Klich nie miał na myśli posiłków z Polski. Jak już, to wysyłajmy i modernizujmy sprzęt, a nie nowe wojsko.
Matka Teresa była osobą wierną Bogu.Realizowała jego przykazania,chodź była bardzo uboga pomagała bliźnim oddałaby za nich życie każdą wolną chwile poświęcała na rozmowy z ubogimi. Pomagała im wspierała duchowo,nikogo nie odtrącała. Była jedyna w swoim rodzaju.Jej sensem życia było niesienie pomocy bliźnim. Chodź była bardzo zajęta osobą nigdy nie zapominała o modlitwie. Matka Teresa jest wzorem do naśladowania. Pozdrawiam;]
Matka Teresa z Kalkuty była osobą, która ponad wszystko wypełniała nauke i przykazania Chrystusa. Jej największą miłością i największą pasją był Bóg i pomoc innym. Mimo tego, że była schorowana to nigdy nie zapomniała o potrzebujących. Zawsze i wszędzie głosiła słowo Boże i starała się nigdy nie zawieść tych, którzy na nia liczyli, i którzy jej zaufali. Była wzorcową osobą. Teraz tak poboznych i modlących sie ludzi nie ma. Była jedyna w swoim rodzaju. Kochała każdą osobę. Już w wieku 12 lat poczuła powołanie do służby zakonnej, co świadczyło o jej wielkim zaangażowaniu w życie kościoła. W 1946 udała się do Darjeeling na rekolekcje z Kalkuty. W czasie długiej podróży miała usłyszeć wezwanie od Boga, jak to sama określiła "powołanie w powołaniu", ażeby opuścić zgromadzenie loretanek i poświęcić się pracy dla ubogich, żyjąc wśród nich. Jest to osoba, która na zawsze pozostanie w pamięci całej ludzkości.