Odpowiedź :
Tamtego dnia obudził mnie powiew chłodnego, porannego wiatru. Było to dla mnie ogromne zaskoczenie, ponieważ zawsze przed snem dbałam o to, aby każde okno było szczelnie zamknięte. Jeszcze w połowie we śnie, a połowę na jawie rozciągnęłam się leniwie i uniosłam powieki. Wtedy... doznałam szoku. Zamiast zabałaganionego biurka i komody wypełnionej po brzegi książkami science-fiction, ku mojemu zaskoczeniu ujrzałam piękny, lecz osobliwy krajobraz. Wokół mnie rosły wielkie drzewa o grubych i szorstkich pniach. Ich niebieskie liście mieniły się w blasku wielkiej gwiazdy, która, choć wielkością do złudzenia przypominała nasze Słońce, to nietypową planetę oświetlała fioletowym blaskiem. Pod moimi stopami rosła trawa w odcieniach czerwieni, a między źdźbłami przemieszczały się maleńkie stworzonka, które niosły w swoich równie maleńkich odnóżach liście, jagody, drobne gałązki - chyba miały zamiar coś wybudować. Nade mną zaś rozpościerało się niebo pokryte licznymi chmurami - wyglądały one jak ulepione z waty cukrowej!
Kilka następnych minut spędziłam na podziwianiu tamtejszej natury. Spróbowałam również kilku owoców, które były słodsze niż jabłka z sadu mojego dziadka, a dotychczas one nie miały sobie równych. Wkrótce jednak odzyskałam trzeźwość umysłu i postanowiłam poszukać kogokolwiek, kto mógłby mi wytłumaczyć, gdzie i w jaki sposób się znalazłam oraz, przede wszystkim, jak mam wrócić do domu.
Moja wędrówka trwała nie dłużej niż 30 minut, gdy moim oczom ukazała się rzecz niezwykła. Przede mną znajdował się prawdziwy pałac! Obwisła korona wierzby płaczącej pełniła funkcję murów, natomiast wieżyczki stanowiły stare drzewa pełne dziupli, które zapewne służyły za okienka. Bez wahania zdecydowałam się wejść do środka.
Kiedy odsłoniłam kurtynę z wierzby, ujrzałam wielki tron stworzony z liści, kamyczków i wszelkich innych dóbr natury. "To pewnie tutaj owady niosły swoje dary" - błyskawicznie połączyłam fakty. Jednak to nie tron był najważniejszy, a to, kto na nim siedział. Była to drobna, długowłosa dziewczyna o alabastrowej cerze, ubrana w zieloną, rozłożystą suknię. Pomimo pięknego wyglądu, na jej twarzy malował się smutek i samotność. Kiedy mnie ujrzała, od razu uśmiechnęła się, a jej wzrok ożył.
-Tak! Udało się! Sprowadziłam cię na moją planetę! - wykrzyknęła, śmiejąc się szczerze - tyle na Ciebie czekałam!
- Nic nie rozumiem... to ty mnie tutaj zabrałaś? - zakłopotana i zaskoczona ledwo składałam logiczne zdania.
- Musisz o czymś wiedzieć... - zaczęła niewiasta - planeta, na której się znalazłaś, nazywa się Naturea. Od stu lat sprawuję opiekę nad jej fauną i florą. Towarzyszą mi tysiące owadów i zwierząt, lecz poza nimi w moim świecie nie ma ani jednej ludzkiej duszy. Przez kilka lat ten fakt nie przeszkadzał mi w szczęśliwym życiu, lecz wkrótce zaczęła mi doskwierać niewyobrażalna samotność. - kontynuowała ze łzami w oczach - dlatego podjęłam decyzję, że sprowadzę człowieka z Ziemi na Natureę. Wybrałam właśnie Ciebie.
- Ale ja mam własne życie na Ziemi! Nie możesz porywać ludzi i odbierać im ich własnego świata!
- Nie smuć się, mam tutaj wszystko, czego Ci potrzeba: owoce, krystalicznie czystą wodę, piękne krajobrazy, proszę, zostań ze mną! - wciąż negocjowała królowa.
Nie mogłam zostać w tamtym miejscu, lecz nie chciałam zostawić dziewczyny samej. Zaproponowałam więc nietypowe rozwiązanie.
- A może... polecisz ze mną na Ziemię? - zapytałam nieśmiało - będziesz odwiedzać swoją Ojczyznę kiedy tylko będziesz chciała, ale w nowym miejscu pełnym ludzi już nigdy nie zaznasz smutku!
Dziewczyna z entuzjazmem zgodziła się. Pożegnała się z mieszkańcami Naturei i wraz ze mną poleciała do mojego miasteczka.
Od tamtego zdarzenia minęło już wiele lat, a my z Flos, bo takie imię ma dziewczyna, wciąż się przyjaźnimy i wspólnie wiedziemy piękne życie. Wiem, że moja historia wydaje niewiarygodna, lecz świat kryje wiele tajemnic. Kto wie, może i Wy kiedyś poznacie tajemniczą królową z nieznanej planety?