Szymon4326
Rozwiązane

Krótko scharakteryzuj i wypisz WSZYSTKICH bohaterów z bajki,, o maszynie cyfrowej,. co ze smokiem walczyła''

Treść bajki:
BAJKA O MASZYNIE CYFROWEJ, CO ZE SMOKIEM WALCZYŁA

Król Poleander Partobon, władca Kybery, był wielkim wojownikiem, a że

metodom strategii nowoczesnej hołdował, cenił nade wszystko cybernetykę, jako

sztukę wojenną.

Królestwo jego roiło się od maszyn myślących, bo Poleander rozmieszczał je

wszędzie, gdzie tylko mógł; nie to, że w obserwatoriach astronomicznych lub w

szkołach, ale w kamienie na drogach móżdżki kazał wprawiać elektryczne, które

wielkim głosem przechodnia ostrzegały, aby się nie potknął; także w słupy, w

mury, w drzewa, aby wszędzie dało się drogi dopytać; podczepiał je chmurom,.

żeby obwieszczały z góry deszcz, przydał je górom i dolinom, jednym słowem

niepodobna było na Kyberze stąpnąć, aby o rozumną maszynę nie zawadzić.

Pięknie było' na planecie, bo król nie tylko dekretami nakazywał to, co istniało

dawniej, cybernetycznie doskonalić, ale i nowe całkiem wprowadzał ustawami

porządki. Tak więc produkowano w jego królestwie cyberaki i cyberosy brzęczące,

a nawet cybermuchy; te pająki chwytały mechaniczne,. gdy nazbyt obrodziły.

Szumiały na planecie cybergąszcze cybergajów, śpiewały cyberszafy i

cybergęśle — a oprócz tych urządzeń cywilnych dwakroć więcej było wojskowych,

ponieważ król bitnym był niezmiernie dowódcą. Miał on w podziemiach

pałacowych strategiczną maszynę cyfrową, niezwykłej wprost waleczności; miał i

pomniejsze, poza tym dywizje cyberkaemów, ogromne cybermaty i wszelakiej

innej broni, jak również prochu, pełne zbrojownie. Ta jedna tylko doskwierała mu

bieda, od której wielce cierpiał, że nie miał żadnych zgoła przeciwników ani

wrogów i nikt nie chciał w żaden sposób na państwo jego napaść, w czym by się

niechybnie straszliwa odwaga królewska, umysł strategiczny, jak również

nadzwyczajna zgoła skuteczność cyberbroni zaraz objawiły. W braku wrogów i

napastników prawdziwych kazał król budować inżynierom swoim sztucznych, i z

nimi boje wiódł, a zawsze zwycięskie. Że to były prawdziwie straszne pochody i

bitwy, niemało szwanku cierpiała na tym ludność. Poddani szemrali, gdy już zbyt

wiele cyberwrogów niszczyło ich osady i grody, kiedy syntetyczny nieprzyjaciel

płynnym ogniem ich polewał, a nawet wtedy ośmielali się niezadowolenie

wyrażać, gdy sam król. jako zbawca ich następując, nieprzyjaciela sztucznego

niszcząc, podczas szturmów wszystko, co na jego drodze stało, w perzynę obracał.

Narzekali i wtedy, niewdzięcznicy, chociaż działo się to ku ich wyzwoleniu.

Aż znudziły się królowi gry wojenne na planecie i dalej postanowił sięgnąć.

Już kosmiczne mu się wojny i pochody marzyły. Miała jego planeta wielki

Księżyc, pustynny całkiem i dziki; król nałożył wielkie daniny na poddanych, aby

fundusze zyskać, z których zamierzył na Księżycu owym zbudować całe wojska i

teatrum wojenne mieć nowe. Chętnie nawet płacili daninę poddani, na to licząc, że

nie będzie ich już król Poleander cybermatami wyzwalał ani sił oręża swego na

domach ich i głowach próbował. Jakoż zbudowali inżynierowie królewscy

wyborną maszynę cyfrową na Księżycu, która miała z kolei natworzyć wojsk

wszelkich a broni samopalnej. Król zrazu tak i owak dzielność maszyny próbował;

raz zaś nakazał jej telegraficznie, aby elektroskoku dokonała: był bowiem ciekaw,czy prawdą jest, co mówili inżynierowie, że machina ta umie wszystko. Jeśli

wszystko umie — tak pomyślał — to niech skacze. Wszelako treść depeszy uległa

drobnemu zniekształceniu i maszyna otrzymała rozkaz, iż nie elektroskok, lecz

elektrosmok ma przez nią zostać wykonany; i jak najlepiej umiała — wypełniła

polecenie.

Wiódł wtedy król jeszcze jedną kampanię, albowiem wyswobadzał prowincje

królestwa, przez cyberknechtów zobyte; zapomniał tedy całkiem o wydanym

maszynie księżycowej poleceniu, aż tu skały jęły olbrzymie z Księżyca lecieć na

planetę; zdumiał się król, bo i na skrzydło pałacu jedna spadła i kolekcję

cybernalów mu zniszczyła, krasnalów ze sprzężeniem zwrotnym, i wielce

zgniewany natychmiast do maszyny księżycowej zatelegrafował, jak śmie tak

postępować. Ona jednak nie odpowiedziała, bo już jej i na świecie nie było: smok

ją pochłonął i na własny ogonprzerobił.

Posłał król zaraz na Księżyc całą wyprawę zbrojną, na jej czele inną postawił

maszynę cyfrową, też bardzo mężną, aby smoka zgładziła, ale tylko błysło,

huknęło, i już było po maszynie i po wyprawie; elektrosmok wojował bowiem nie

na niby, lecz całkiem naprawdę, i najgorsze miał zamiary wobec królestwa i króla.

Słał król na Księżyc generałów-cyberałów, pułkowników- cyberników, wysłał na

sam koniec jednego cyberissimusa nawet, ale i ten niczego nie dokonał; tylko nieco

dłużej kotłowanina trwała, którą przez lunetę, ustawioną na tarasie pałacowym,

król oglądał.

Smok rósł, Księżyc stawał się coraz to mniejszy, ponieważ potwór pożerał go

po kawałku i na własne przerabiał ciało. Widział więc król, a z nim poddani jego,

że źle jest, bo kiedy już gruntu pod stopami elektro smokowi nie stanie, niechybnie

się na planetę i na nich rzuci. Troskał się bardzo król, ale nie widział rady, i nie

wiedział, co czynić. Maszyny wysyłać źle, bo przepadną, a samemu ruszyć też

niedobrze, bo straszmo. Naraz usłyszał król, a była noc głucha, jak aparat

telegraficzny w sypialni tronowej postukuje. Był to aparat królewski, cały złoty z

brylantowym pisakiem, z Księżycem połączony; zerwał się król i bieży; aparat zaś

raz po razie stuk-puk, stuk-puk, i taki telegram wystukał: „Elektrosmok depeszuje,

że precz ma się wynosić Poleander Partobon, bo on, smok, na tronie jego usiąść

zamierza!"

Przeraził się król, zadrżał cały i jak stał, w nocnym stroju gronostajowym, w

pantoflach, zbiegł do pałacowych podziemi, gdzie znajdowała się maszyna

strategiczna, stara i bardzo mądra. Nie pytał jej dotąd o radę, bo jeszcze przed

powstaniem elektrosmoka był się z nią pokłócił na temat pewnej operacji wojennej;

teraz jednak nie do waśni mu było, chciał tron i życie ratować!

Włączył ją, a ledwo się nagrzała, zawołał:

— Moja maszyno cyfrowa! Moja dobra! — jest tak a tak, elektrosmok pragnie

mnie tronu pozbawić, z królestwa wyrzucić, ratuj i mów, co czynić, aby go

pokonać?!

— Ach, me — odparła maszyna cyfrowa — pierwej musisz mi rację przyznać

w tamtej sprawie, a poza tym życzę sobie, abyś nie inaczej mnie tytułował, jak

Wielkim Hetmanem Cyfrowym, przy czym możesz także mówić do mnie: „Wasza

Ferromagnetyczność"!
— Dobrze, dobrze, mianuję cię Wielkim Hetmanem i godzę się, na co tylko

chcesz, ale ratuj!

Zabrzęczała maszyna, zaszumiała, odchrząknęła i rzekła:

— Rzecz jest prosta. Należy zbudować elektrosmoka, potężniejszego niż ten,

który na Księżycu siedzi. Pokona on księżycowego, połamie mu wszystkie gnaty

elektryczne i w ten sposób dopnie się celu!

— Ach, to doskonale! — odparł król. — A czy możesz sporządzić mi plan tego

smoka?

— Będzie to supersmok — rzekła maszyna. — Nie tylko plany umiem

sporządzić, ale i jego samego, co zaraz uczynię, ale zaczekaj chwilkę, królu! — I w

samej rzeczy zaszusciła, zahuczała, zajaśniała składając coś w swym wnętrzu i już

coś, jak pazur olbrzymi, elektryczny, płomienisty, wysunęło się jej z boku, kiedy

król zakrzyknął:

— Stara maszyno cyfrowa, stój!

— Jak się do mnie odzywasz? Jestem Wielkim Hetmanem Cyfrowym!

— A, prawda — rzekł król. — Wasza Ferromagnetyczność, przecież

elektrosmok, którego sporządzisz, pokona tamtego smoka, ale sam pewno zostanie

na jego miejscu, jakże będzie można jego z kolei usunąć?!

— Sporządzając innego, następnego, jeszcze potężniejszego — wyjaśniła

maszyna.

— Ależ nie! nie rób wobec tego nic, proszę, cóż mi z tego, że na Księżycu

będą smoki coraz straszliwsze, kiedy ja tam żadnego nie chcę!

— A, to inna rzecz — odparła maszyna — czemuś mi tego od razu nie

powiedział? Widzisz, jak nielogicznie się wyrażasz?

Czekaj... muszę się namyślić.

I huczała, brzęczała, szumiała, aż odchrząknęła i rzekła:

— Należy sporządzić antyksiężyc z antysmokiem, wprowadzić na orbitę

Księżyca (tu coś w niej chrupnęło), kucnąć i zaśpiewać:

Jam jest robot młody,

nie boję się wody,

bo gdzie woda,

to ja hyc,

nie boję się

nic a nic,

od nocy do rana,

danaż moja dana!!

— Dziwnie mówisz — rzekł król — co ma wspólnego antyksiężyc z tymi

śpiewami o młodym robocie?

— O jakim robocie? — spytała maszyna. — Ach, nie, nie, pomyliłam się, mam

wrażenie, że szwankuje mi coś w środku, musiałam się gdzieś przepalić. — Zaczął

król szukać tego przepalenia, aż znalazł pękniętą lampę, wstawił nową, i spytał

maszynę, co robić z antyksiężycem. Z jakim antyksiężycem? — spytała maszyna, która tymczasem zapomniała,

co mówiła przedtem. — Nie wiem nic o antyksiężycu... czekaj, muszę się

zastanowić.

Zaszumiała, pobrzęczała i rzekła:

— Należy stworzyć ogólną teorię zwalczania elektro-smoków, której smok

księżycowy będzie wypadkiem szczególnym, bardzo łatwym do rozwiązania.

— A więc stwórz taką teorię! — rzekł król.

— W tym celu muszę pierwej stworzyć rozmaite próbne elektrosmoki.

— Ależ nie! dziękuję bardzo! — zawołał król — smok chce pozbawić mnie

tronu, a co dopiero będzie, jeśli narobisz ich mnóstwo!

— Tak? No, wobec tego należy uciec się do innego sposobu. Zastosujemy

wariant strategiczny metody kolejnych przybliżeń. Idź i zadepeszuj smokowi, że

oddasz mu tron pod warunkiem, że wykona trzy operacje matematyczne, całkiem

proste...

Król poszedł i zatelegrafował, a smok zgodził się. Wrócił król do maszyny.

— Teraz — rzekła — powiedz mu, jakie ma wykonać pierwsze działanie:

niech podzieli się przez siebie samego!

Uczynił to król. Elektrosmok podzielił się przez siebie, ale że w jednym

elektrosmoku mieści się tylko jeden elektrosmok, pozostał dalej na Księżycu i nic

się nie zmieniło.

— Ach, co też zrobiłaś najlepszego — zawołał król, wbiegając do podziemi tak

szybko, aż mu pantofle spadały — smok podzielił się przez siebie, ale że jeden

mieści się w jednym raz, nic się nie zmieniło!

— Nie szkodzi, zrobiłam tak umyślnie, to operacja odwracająca uwagę —

rzekła maszyna. — Teraz powiedz mu, niech wyciągnie z siebie pierwiastek! —

Król zatelegrafował na Księżyc, a smok zaczął ciągnąć, ciągnął, ciągnął, aż cały

zatrzeszczał, zasapał się, zadygotał, ale nagle puściło — i wyciągnął z siebie

pierwiastek!

Wrócił król do maszyny.

— Smok trzeszczał, dygotał, nawet zgrzytał, ale wyciągnął pierwiastek i dalej

mi zagraża! — wołał od progu. — Co teraz robić, stara ma... to jest Wasza

Ferromagnetyczność?!

— Bądź dobrej myśli — rzekła — teraz powiedz mu, aby się od siebie odjął!

Pomknął król do sali sypialnej, zatelegrafował, smok zaś zaczął się od siebie

odejmować, najpierw odjął sobie ogon, potem nogi, potem korpus, a wreszcie, gdy

widział, że coś nie tak, zawahał się, ale z samego rozpędu odejmowanie szło dalej,

odjął sobie głowę i zostało zero, czyli nic: nie było już elektrosmoka!

— Nie ma już elektrosmoka — zawołał radośnie król, wbiegając do podziemi

— dzięki ci, stara maszyno cyfrowa... dzięki... napracowałaś się... zasłużyłaś na

odpoczynek, więc cię teraz wyłączę.

— O, nie, mój drogi — odparła maszyna. — Już zrobiłam swoje i chcesz mnie

wyłączyć, i nie nazywasz mnie już Waszą Ferromagnetycznością?! O, bardzo

nieładnie! Teraz ja przemienię się sama w elektrosmoka, mój kochany, i wypędzę

cię z królestwa, i będę rządzić na pewno lepiej od ciebie, bo i tak zawsze radziłeś się mnie we wszystkich ważniejszych sprawach, a zatem w gruncie rzeczy to ja

rządziłam, a nie ty...

I brzęcząc, hucząc, zaczęła się przemieniać w elektrosmoka; już jej płomienne

elektropazury wystawały z boków, gdy król, bez tchu z przerażenia, zerwał z nóg

pantofle, przyskoczył do niej i zaczął tłuc jej lampy pantoflami, którą popadło!

Zabrzęczała, zakrztusiła się maszyna i poplątało się jej w programie — zamiast

„elektrosmoka", zrobiła się z tego słowa „elektrosmoła", i na oczach króla

maszyna, rzężąc coraz ciszej i ciszej, zmieniła się w ogromną lśniącą bryłę czarnej

jak węgiel elektrosmoły, która jeszcze poskwierczała, aż wyszła z niej niebieskimi

iskierkami cała elektryczność i przed osłupiałym Poleandrem dymiło tylko wielkie

smoliste bajoro...

Odetchnął król, nałożył pantofle i wrócił do sypialni tronowej. Odtąd jednak

odmienił się bardzo: przygody, które przeżył, uczyniły usposobienie jego mniej

wojowniczym i po kres swych dni zajmował się już wyłącznie cybernetyką

cywilną, a wojennej ani tknął.​