Odpowiedź :
Z początku Polacy byli przekonani, że wojny nie ma i to tylko kolejne ćwiczenia (tak mniej więcej przez pierwsze kilka-kilkanaście godzin). Jednak gdy przyszło co do czego część z nich uciekła na wschód, a część - w dużej mierze lekarze, profesorowie itd - zostali pomagać przy obronie miast. Oragnizowano stołówki dla żołnierzy, zbierano ubrania, towary pierwszej potrzeby, czyli krótko mówiąc wszystko co mogłoby się przydać na froncie. Można więc z czystym sumieniem powiedzieć, że zwykli szarzy obywatele wykazali się większą odwagą i zaangażowaniem niż polscy politycy, którzy 17 września wsiedli do pociągu i pojechali do Rumunii, szczególnie źle odebrano ucieczkę szefa MSZ - Józefa Becka, który podczas swojego przemówienia majowego powiedział, że „my w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę.” I generalnie to najważniejszy jest honor i walka do końca. Dużo lepiej, zachował się prezydent Warszawy, który został w stolicy i podtrzymywał na duchu walczących o stolicę rodaków, w większości żołnierzy, którzy w czasie walk wykazali się odwagą i determinacją. Nasi chłopcy z Westerplatte, z mjr. Sucharskim na czele, przez tydzień odpierający ataki jednostek Wehrmachtu pod dowództwem generała Eberhardta. Inny przykład to walki o Wiznę, gdzie 720 ludzi kpt. Raginisa przez kilka dni opóźniali marsz 40 000 wojaków niemieckich z VI armii gen. Heinza Guderiana, na Warszawę. Inne przykłady to np.: walki o Hel, gdzie nasi wytrzymali do października, bitwa nad Bzurą (największa bitwa w historii Polskiego oręża), czy Walki o Grodno, na wschodzie naszego kraju.