Liskuuu
Rozwiązane

napisz opowiadanie moze z dowolna przygoda z ksiazki lub wymyslona ( Pan Tadeusz) 150slow​



Odpowiedź :

Odpowiedź:

Jest piękny jesienny czas. Słońce zagląda przez okiennice i zachęca do wyjścia na spacer. Gałęzie uginają się pod ciężarem jabłek. Zaglądają do pokoju.

Telimena leży jeszcze w łóżku. Ma na sobie piękną koszulę nocną i francuski szlafroczek. Na stoliczku stoi karafka z winem, filiżanka z kawą i świeże bułeczki. Choć wybiła już dwunasta, Telimena nie kwapi się do wstawania, czyta książkę – romans nadesłany właśnie w paczce z Petersburga.Zagląda do pokoju jej podopieczna, bawiąca tu w gościnie Zosia. Jak trudno uwierzyć, że to już kobieta, narzeczona…

– Ciocia jeszcze nie wstała? – pyta swym szczebiotliwym, przymilnym głosem.– Cóż pozostaje samotnej kobiecie, jeśli nie lektura – teatralnie wzdycha Telimena. – Pozostają książkowi kochankowie, kiedy mąż z kompanami, na łowach… Sprowadzałabym lektury z Paryża, ale pan mąż mówi, że to za drogo… Krytykuje nawet nieliczne abonowane pisma i z trudem zgadza się na sprowadzanie romansów z Rosji – Telimena ciężko wzdycha. – Ach, z Hrabią, który – jak wiesz, Zosiu, też starał się o moją rękę, byłoby inaczej… Jeździlibyśmy do Paryża i Petersburga na wystawy i do teatru, do opery – marzy… – Hrabia umiał zrozumieć duszę kobiety. No i byłabym hrabiną, nie Rejentową – popuszcza wodze fantazji.

– Co też ciocia opowiada? – dziwi się Zosia. – Pan Bolesta to miły, uczciwy człowiek. I w ciocię zapatrzony jak w tęczę. Tylko patrzeć, jak wrócą z polowania. A pan Hrabia i tak na wojnie – dodaje przekornie.

– Polowania, polowania w lesie, miód z barci, jabłka z sadu… Jakież to strasznie nudne…

– Nudne? Ależ, ciociu. Byłam rano w sadzie. Jakież te jabłka piękne, zebrałam cały kosz… Pobiegłam zanieść dzieciom włościańskim. Wie ciocia, jak się cieszyły? Rano też ptactwo nakarmiłam: ileż zniesionych nowych jaj. Pogoniłam trochę kucharkę, bo kłóciła się z kawiarką, zamiast smażyć jajecznicę dla panów na polowanie. To dzięki mnie, nie chwaląc się, i kawę na czas ciocia dostała, i panowie śniadanie… Tylko ich patrzeć… Może na święta dziczyznę wyborną przywiozą. I na dzisiejszy późny obiad ptactwa trochę. Ale wie ciocia, trochę mi szkoda tych upolowanych ptaków. No, ale na święta mięso potrzebne..

– A dajże spokój, dziewczyno, z tymi świętami. Święta tu lub znów w Soplicowie, z tymi samymi, wybacz, Zosiu, twarzami. Sędzia, Podkomorzy… A ja bym chciała świata, powietrza.

Pozdrawiam <3

Odpowiedź:

W so­bo­tę za­dzwo­ni­ła do mnie moja ko­le­żan­ka Ania. Bar­dzo za­le­ża­ło jej na spo­tka­niu. By­łam za­sko­czo­na jej upo­rem, po­nie­waż nie­daw­no się wi­dzia­ły­śmy. Po­wie­dzia­ła jed­nak, że ma mi coś bar­dzo cie­ka­we­go do po­wie­dze­nia. Wspo­mnia­ła coś na te­mat „Pana Ta­de­usza”, dla­te­go by­łam na­praw­dę za­in­try­go­wa­na. Nie wie­dzia­łam, że Ania pa­sjo­nu­je się szkol­ny­mi lek­tu­ra­mi. Z ra­do­ścią uda­łam się więc do jej miesz­ka­nia, żeby do­wie­dzieć się, jaka przy­go­da ją spo­tka­ła. Ania już cze­ka­ła na mnie z go­to­wą her­ba­tą i ciast­ka­mi. Prze­pro­si­ła, że po­czę­stu­nek jest tak skrom­ny. By­łam za­sko­czo­na, po­nie­waż pod­czas na­szych spo­tkań za­wsze po­ja­wia­ły się wy­łącz­nie nie­wiel­kie prze­ką­ski. Ania rze­czy­wi­ście wy­da­wa­ła się od­mie­nio­na. Za­uwa­ży­łam, że nie może sku­pić się na roz­mo­wie na bła­he te­ma­ty. Za­py­ta­łam ją więc, co chcia­ła mi po­wie­dzieć. Moja ko­le­żan­ka ode­tchnę­ła z ulgą, że wresz­cie może za­brać głos. Wy­da­wa­ła się jed­nak nie­pew­na, jak­by oba­wia­ła się, że jej nie uwie­rzę. Stwier­dzi­ła, że po pro­stu opo­wie mi, co ją spo­tka­ło, po­nie­waż musi się z kimś tym po­dzie­lić. Ania oznaj­mi­ła, że pod­czas lek­tu­ry „Pana Ta­de­usza” nie­spo­dzie­wa­nie zna­la­zła się w XIX-wiecz­nym So­pli­co­wie. W pierw­szym mo­men­cie my­śla­łam, że żar­tu­je, ale jej po­waż­na i nie­co prze­stra­szo­na mina su­ge­ro­wa­ła coś in­ne­go.

Moja ko­le­żan­ka za­czę­ła opo­wia­dać, jak na­gle zna­la­zła się na uczcie z oka­zji za­rę­czyn trzech par. Po­cząt­ko­wo czu­ła się onie­śmie­lo­na, po­nie­waż nie zna­ła szla­chec­kich oby­cza­jów, a jej strój znacz­nie wy­róż­niał ją wśród in­nych. Wszy­scy przy­ję­li ją jed­nak bar­dzo przy­jaź­nie. Ini­cja­ty­wę prze­jął Woj­ski, peł­nią­cy rolę mar­szał­ka dwo­ru. Wska­zał Ani miej­sce przy sto­le. Uczta mia­ła miej­sce na zam­ku Ho­resz­ków. Ania usia­dła obok Hra­bie­go, któ­ry po­dzi­wiał pięk­no go­tyc­kie­go bu­dyn­ku. Rolę go­spo­da­rzy peł­ni­ła pierw­sza para na­rze­czo­nych: Zo­sia i Ta­de­usz. Su­mien­nie wy­wią­zy­wa­li się ze swo­ich obo­wiąz­ków, dba­jąc żeby ni­ko­mu nie za­bra­kło je­dze­nia ani na­pit­ku. Po­zo­sta­łe dwie pary, czy­li Telimena i Re­jent oraz Te­kla Hre­cze­szan­ka i Ase­sor, trzy­ma­ły się ra­czej na ubo­czu, żeby nie przy­ćmić go­spo­da­rzy. Re­jent przy­ku­wał jed­nak uwa­gę swo­im fran­cu­skim stro­jem, co wy­wo­ła­ło obu­rze­nie Mać­ka nad Mać­ka­mi, przy­wód­cy szlach­ty za­gro­do­wej.Ania była nie­zwy­kle po­ru­szo­na pięk­nem ser­wi­su, któ­ry po­ja­wił się na sto­le. Co praw­da, czy­ta­ła jego opis na kar­tach „Pana Ta­de­usza”, ale nie mo­gło się to rów­nać zo­ba­cze­niu na­czyń na wła­sne oczy. Ar­ty­sta przed­sta­wił na nich sce­ny z ży­cia szlach­ty. Wojski ob­ja­śniał, co ozna­cza każ­dy z ob­raz­ków. Ania do­wie­dzia­ła się wie­le na te­mat na­rad, gło­so­wań, sej­mi­ków, zwy­cięstw i po­ra­żek. Za każ­dym ra­zem, gdy po­da­wa­no nowe po­tra­wy, zmie­niał się też ser­wis. Ania po­rów­na­ła ko­lo­ry­sty­kę ko­lej­nych na­czyń do zmie­nia­ją­cych się pór roku. Na obiad po­da­no barszcz kró­lew­ski, ro­sół sta­ro­pol­ski, go­rą­ce pie­cze­nie i ryby na pół­mi­skach. Moja ko­le­żan­ka była pod wra­że­niem tych dań. Cho­ciaż do­sko­na­le zna­ła pol­ską kuch­nię, ni­g­dy nie ja­dła jej w tak wy­śmie­ni­tym wy­da­niu. Woj­ski z dumą opo­wia­dał o wszyst­kich po­tra­wach. Sę­dzia włą­czył się do roz­mo­wy. Męż­czyź­ni wy­chwa­la­li pol­ską kuch­nię i jej wyż­szość nad za­gra­nicz­ny­mi da­nia­mi. Sie­dzą­cy obok Ani Hra­bia nie był o tym prze­ko­na­ny, ale nie za­mie­rzał sprze­ci­wiać się go­spo­da­rzom.

Gdy uczta do­bie­gła koń­ca, Ania po­czu­ła się za­nie­po­ko­jo­na. Nie wie­dzia­ła, w jaki spo­sób zna­la­zła się w So­pli­co­wie, dla­te­go nie mia­ła też po­ję­cia, jak wró­ci do domu. Oka­za­ło się jed­nak, że to jesz­cze nie czas na po­że­gna­nie. Roz­po­czął się kon­cert Jankiela. Sta­ry karcz­marz do­sko­na­le grał na cym­ba­łach. Ania była zdzi­wio­na, że Zo­sia tak dłu­go mu­sia­ła go pro­sić, aby dał kon­cert. Żyd po­wi­nien chwa­lić się tak wiel­kim ta­len­tem przy każ­dej oka­zji. Ania po raz pierw­szy sły­sza­ła grę na cym­ba­łach, ale była na­praw­dę wzru­szo­na. Nie mia­ła po­ję­cia, że za po­mo­cą mu­zy­ki moż­na wy­ra­zić tak wie­le emo­cji. Ania rze­czy­wi­ście sły­sza­ła, że gra Jan­kie­la ma opi­sy­wać hi­sto­rię Pol­ski, wraz z jej lep­szy­mi i gor­szy­mi mo­men­ta­mi. W to­wa­rzy­stwie za­pa­dła ci­sza, nikt nie miał od­wa­gi za­brać gło­su, słu­cha­jąc tak nie­zwy­kłej mu­zy­ki. Do­pie­ro, gdy Jan­kiel skoń­czył swój wy­stęp, roz­le­gły się grom­kie bra­wa. Ania do­strze­gła w oczach zgro­ma­dzo­nych łzy wzru­sze­nia. Zda­ła so­bie spra­wę, że wśród lu­dzi XXI wie­ku tak głę­bo­ki pa­trio­tyzm jest rzad­ko spo­ty­ka­ny.Po kon­cer­cie Jan­kie­la, nad­szedł czas na tań­ce. Roz­le­gły się dźwię­ki po­lo­ne­za. Ania chcia­ła się wy­co­fać, po­nie­waż nie zna­ła tego tań­ca zbyt do­brze. Nie­spo­dzie­wa­nie, Hra­bia po­dał jej ra­mię. Zda­wa­ła so­bie spra­wę, że nie wy­pa­da od­mó­wić, dla­te­go po­sta­no­wi­ła z nim za­tań­czyć. W pierw­szej pa­rze kro­czy­li Pod­ko­mo­rzy i Zosia. Ania była pod wra­że­niem tego, jak lek­ko i swo­bod­nie tań­czą. Po chwi­li jed­nak, sama rów­nież od­na­la­zła od­po­wied­ni rytm i za­czę­ła tań­czyć z ra­do­ścią. Mia­ła na­wet na­dzie­ję, że uda jej się zo­stać w So­pli­co­wie na dłu­żej, żeby le­piej po­znać oby­cza­je lo­kal­nej szlach­ty. Pary tań­czą­ce po­lo­ne­za co­raz bar­dziej przy­spie­sza­ły. Ani za­czę­ło krę­cić się w gło­wie. My­śla­ła, że to efekt tań­ca, ale po chwi­li zna­la­zła się w swo­im po­ko­ju, Moja ko­le­żan­ka nie mia­ła pew­no­ści, czy jej wi­zy­ta w So­pli­co­wie była tyl­ko snem, czy wy­da­rzy­ła się na­praw­dę. Dla mnie nie ma to jed­nak zna­cze­nia. Za­zdrosz­czę jej przy­go­dy, któ­rą prze­ży­ła, na­wet je­śli to wszyst­ko nie dzia­ło się na ja­wie.

Wyjaśnienie:

Starałam się, mam nadzieję że pomogłam i że chodziło o to.