PROSZĘ pomóżcie KL.7 O czym opowiada fragment tekstu "Ziele na kraterze"? napisz parę zdań
Melchior Wankowicz Ziele na kraterze (fragmenty)
A Mama z tym: że te nalegania Kinga, aby od przyszłego roku przenieść dziewczynki do państwówki', nie mają sensu. Rozwydrzasz dzieci, uczysz je tylko szukać ciągle i ciągle czegoś, żeby nie było nudno. Pięknie to nazywasz, a co to jest w gruncie rzeczy? Pogoń za - Pewno, że lepiej, aby dom dał im twarde życie. Ale z tobą.. - macha ręką King. [...] Alež ty sam rozpuszczasz dzieci. Z każdej lekcji, z każdego zajęcia zabierasz je, ile ci razy trzeba, na jakieś wspólne przyjemności. - Po pierwsze, nie rozpuszczam, a po drugie, to moje prawo. Ja zarabiam na chleb, ty rządzisz domem. Ja tylko pomagam. Ty musisz tworzyć prawo domowe. Im twardsze, tym lepsze. Tym mniej łupnia od życia dostaną". King spodziewa się kontrataku. Ale Mama podnosi w zamyśleniu oczy na ogień i mówi cicho, jakby sama do siebie: - Co ja zrobię. Nim urodziła się Krysiunia, myślałam wiele o wychowaniu, czytałam książki pedagogiczne, sądziłam, że coś wiem.. Ale porodziły się takie inne. Ani w ciebie, ani we mnie. Przecież Tili zawsze twierdzi, że jest podobna do Frani. Takie chłopskie dziecko, Kmiotek-Roztropek. Pamiętam, miała dwa latka, ledwo to mówić mogło Widzę, że usiłuje zgnieść patykiem muchę chodzącą po szybie. „Czemu chcesz zabić muchę?" „A po co tu lazi?" Raz po raz zaskakiwały mnie w tych moich teoriach. A Krysia - płomień na wietrze. Więc już tylko sobie powiedziałam: idź za dziećmi w ich rozwoju, a nie przed dziećmi; niczego nie wymagaj, wszystko porządkuj, tak jak ich zabawki po skończonej za- bawie; nie miej swego ideału dziecka, do którego je będziesz podciągać; nie chciej ich mieć takimi, jak sobie wyimaginowałaś“ - patrz, co z gleby rośnie: nie obciążaj ich sprawami starszych; niech mają prawo do dzieciństwa. Tata z upodobaniem patrzy na Mamę. Kiedy się tak rozświetla, mówiąc o dzieciach, jest jeszcze piękniejsza niż w narzeczeńskich uniesieniach. Duszę Taty zalewa wdzięczność za ten „panteizm" Mamy. On sam na równi z dziećmi uczy się od Mamy, he każdy robak mysli, kwiat cierpi, przedmiot martwy ma mine zdradzającą, że mu przyjemnie lub nie przyjemnie. Stąd przekonanie, że dusza dziecinna jest czyms tak zachwycającym, samoly- skliwym, samokwietnym, co chwila zmiennym, že tknąć tego nie wolno, tylko oslaniać od wiatru i patrzeć, jak rośnie. Stąd - ten najglebszy, słowami trudny do okrešlenia stosunek Mamy do otaczającego życia, sprawiający, że ludzie nabliżający się do dziecinnego życia nie są klasami, zawodami, warstwami, tylko samodzielnymi – kaźda sobie - duszami, które dookola nas rosną jak rośliny w ogrodzie. Ty mówisz - uspokaja się Tata, sięgając do przełącznika i pozostawiając tylko światio stonowane - że dzieci rozwydrzam. Musi być podział ról: my z dziećmi maszerujemy naprzód, ty porządkuj, pilnuj. Ale ty mi dajesz zbyt trudną rolę. Musisz oglądać się na moją robotę, jak ja pokrywam twoją". A czy to łatwo? [..) - Jedno wiem – mówi, wstając z fotela - że na Europę idzie szpetny czas: totalizmu'. Dawna epoka indywidualistyczna" musi być rozbita i nic jej nie rozbije poza totalizmem. Na ten szpetny okres rosną nam dzieci. I nie wiem, czy nawet w póżnym swym doczekają syntezy" nowej epoki, w której w maksymalnie planowanym społeczeństwie będzie się rozwijał maksymalnie wolny człowiek. Ze stołowego pokoju dochodzą już głosy dzieci. Rodzice zatrzymali się w progu. - Więc cóż będzie z nimi? - pyta Mama. - I jak je przygotować na to, co idzie? King boleśnie wzrusza ramionami. Głownie? na kominku przygasają. Gaweł już wy- wędrował, czując zapach półmiska. - Weale się nie zachwycam ani stylem naszego życia, ani atmosferą naszego domu, w której dzieci rosną [..]. Przydałoby się im więcej twardości, więcej odmawiania sobie, więcej poświęcenia. Ale w imię czego? [..] Mówisz, żeby w coś wierzyć, za czymś iść? Ale za czyin? ] Šwiat cały jest na takim samym bezdrożu Lapic sig dyktatorów w ostatniej rozpaczy albo chowa się do kruchty, jak ty chcesz dzieci schować. Muzi się przebuzować wszystko na naszych karkach5, na karkach naszych dzieci. - A cóż im dać tymczasem? Nie wiem. Wiem jedno: jak jest trudno szukać drogi, to trzeba iść za instynktem. Niech rosną soczyste ludki na nową epokę, której ani nie rozumiemy, ani nie możemy oogarnąć.