Spotkanie z burzą.
Najpierw spadła jedna kropla – prosto na mój nos. Za nią kolejna i nagle z nieba lunęła ulewa doszczętnie mnie przemaczając. Jakby tego było mało nagle pociemniało, a dość blisko mnie słychać było dudnienie i grzmoty.
Wtem zrobiło się jasno, jak w dzień. To piorun rozbłysnął na niebie i tak jak szybko się pojawił, zniknął, pozostawiając jednak na mym ciele gęsią skórkę. Woda z nieba nieustannie zalewała wszystko dookoła i zaczęły się tworzyć kałuże wielkości małych bajorek. Przeskakiwałem je susami brnąc w deszczu. Starałem się jak najszybciej dotrzeć do domu, bo przemoczone ubranie przyklejało mi się do ciała i było mi bardzo zimno. Z włosów spływały mi na plecy strugi wody, tak rzęsisty padał deszcz. Dodatkowo wiał porywisty wiatr, potęgując zimno.
Wreszcie dotarłem do domu. Ciepła kąpiel i gorąca herbata powinny zatrzeć niemiłe spotkanie z burzą.