Odpowiedź:
Zbliżał się świt. Zza aspinwallskich drzew miał za chwilę dosięgnąć śpiącego jeszcze latarnika pierwszy promień słońca. Kiedy zaczynał swoją pracę, zwykł był budzić się przed słońcem, by móc wyjść na balkonik swej latarni i obserwować piękne wschody skąpane w pyszniących się morskich falach.
Teraz jednak stary spał - przywykł już do widoku słońca budzącego się dla Aspinwall tak, jak przywykł do swej samotności i do jednakiego rytmu dnia, każdego dnia…
Kiedy mewy zaczęły wesoło skrzeczeć wkoło wieży i nachalnie szukały dla siebie miejsca na balkoniku, Skawiński obudził się. Była godzina siódma, dzień jak co dzień. Tu, w tej aspinwallskiej latarni wszystko było określone i stałe. Na wszystko przychodził czas i tylko słońce chowało się za horyzontem raz wcześniej, a raz później. Stary wstał, rzucił spojrzenie na swą izbę i czym prędzej wyłączył lampy latarni.
Wydawać by się mogło, że mewy niecierpliwiły się - skrzeczały, a ich ptasie głosy wypełniały latarnię. One jednak czekały cierpliwie, aż Skawiński podejdzie do nich i podzieli się resztkami z wczorajszego obiadu.
Wyjaśnienie: