pls to na jutro
Tekst do zadań:
Tak się stało, że pięknego ranka w przeddzień maja wyruszyli wszyscy razem
sprzed gospody truchtem na kucykach, a między innymi Bilbo, ubrany w ciemnozielony (trochę podniszczony) kaptur i ciemnozielony płaszcz pożyczony od Dwalina. Płaszcz i kaptur były na niego za duże, toteż wyglądał dość śmiesznie. Strach
pomyśleć, co by jego ojciec, Bungo, powiedział, gdyby go tak zobaczył. Bilbo pocieszał się tylko tym, że nie ma brody, nikt więc nie może go wziąć za krasnoluda.
Nie ujechali daleko, gdy dogonił ich Gandalf, bardzo wspaniały na siwym koniu.
Przywiózł cały zapas chustek do nosa, a także fajkę i tytoń hobbita. Wędrowali dalej wesoło, opowiadając bajki i śpiewając w marszu przez cały dzień, oczywiście z przerwami na popasy. Co prawda zarządzano te przerwy nie tak często, jakby sobie Bilbo życzył, ale mimo to hobbit zaczął dochodzić do wniosku, że przygody to niezła rzecz.
Jechali tak przez czas dość długi. Mieli do przebycia najpierw rozległy szmat
spokojnego kraju, zaludnionego przez spokojnych mieszkańców: ludzi, hobbitów,
elfy i tym podobne stworzenia; drogi były dobre, tu i ówdzie stały gospody, a od
czasu do czasu mijali krasnoluda albo chłopa, albo wędrownego blacharza, spieszących za swymi sprawami. Później jednak znaleźli się w okolicy, gdzie ludność
mówiła innym językiem i śpiewała pieśni, jakich Bilbo nigdy nie słyszał. Gospody spotykali teraz rzadko i mniej ponętne, drogi były gorsze, w oddali na widnokręgu wzgórza piętrzyły się coraz wyżej. Na szczytach wzgórz stały niekiedy zamki obronne, ale wiele z nich wyglądało tak, jakby nie wzniesiono ich wcale w godziwych zamiarach. W dodatku pogoda, dotychczas tak piękna, jak bywa w maj
w opowieściach i legendach, zepsuła się teraz.
— Pomyśleć, że jutro będzie pierwszy czerwca — stękał Bilbo, brnąc za innymi przez rozmiękłe błoto. Pora podwieczorku minęła, deszcz lał bez przerwy od
rana, krople kapały mu z kaptura na nos, płaszcz przemókł na wylot, a zmęczony kuc potykał się na kamieniach. Towarzyszom w złych humorach nie chciało się
pogawędek. „Z pewnością ubrania i zapasy w jukach także zmokły — dumał Bilbo. Do licha z rozbójnictwem i przygodami. Wolałbym siedzieć w domu, w mojej miłej norze, przy kominku, i słuchać, jak woda śpiewa w imbryku”.
Nieraz miał jeszcze zatęsknić do tego!
Tymczasem krasnoludy kłusowały przed siebie, żaden się nie oglądał i żaden
nie zważał na hobbita. Gdzieś za burymi chmurami słońce widać zaszło, bo zaczęło się ściemniać. Zerwał się wiatr i wierzby wzdłuż rzeki pochyliły się z westchnieniem. Nie wiem, jak się ta rzeka nazywała, ale wiem, że miała wodę czerwoną,
a nurt rwący i wezbrany po ostatnich deszczach i spływała z pagórków i gór widocznych w oddali.
Wkrótce ciemność zapadła niemal zupełna. Wiatr rozdarł bure chmury i spomiędzy ich strzępów wyjrzał nad wzgórzami blady księżyc. Wtedy wędrowcy zatrzymali się, a Thorin mruknął coś o kolacji i o tym, że nie widać suchego miejsca na nocleg.
Dopiero w tej chwili spostrzegli, że nie ma wśród nich Gandalfa. Dotąd odbywał razem z nimi całą drogę, nie wyjaśniając, czy zamierza wziąć udział w wyprawie, czy tylko przez czas jakiś chce im dotrzymać kompanii. Jadł, gadał i śmiał się
więcej niż inni, aż nagle po prostu zniknął.
— Właśnie teraz, kiedy czarodziej najbardziej by się nam przydał! — stęknęli
Dori i Nori (podzielali oni upodobanie hobbita do posiłków regularnych, obfitych
i częstych).
W końcu zdecydowali się rozbić obóz tu, gdzie stanęli.
Ani razu jeszcze w tej podróży nie spali pod gołym niebem, a chociaż wiedzieli,
że wkrótce przyjdzie im z reguły obozować w ten sposób, skoro znajdą się w Górach Mglistych, z dala od okolic zamieszkanych przez spokojne istoty, ten dżdżysty wieczór nie wydawał im się wcale dobry na początek. Zboczyli ku kępie drzew,
pod którymi grunt był wprawdzie suchszy, ale za to wiatr strącał z liści za kołnierz
krople — kap, kap — bardzo niemiło. Ogień też jakby na złość płatał im figle. Krasnoludy umieją na ogół rozniecać ognisko z byle czego i byle gdzie, nawet na najgorszym wietrze; tej nocy jednak nikt nie mógł sobie z tym poradzić, nawet Oin
i Gloin, mistrze w tej sztuce.
Potem jeden z kuców spłoszył się nie wiadomo dlaczego i uciekł. Nim go dopędzili, już był w rzece, a nim go schwytali, Fili i Kili omal nie utonęli, a wszystkie
bagaże, którymi kuc był objuczony, popłynęły z wodą. A że była to głównie żywność, niewiele zostało na kolację i jeszcze mniej na śniadanie.
Siedzieli więc posępni, zmoknięci i klęli pod nosem, podczas gdy Gloin i Oin
dalej biedzili się nad roznieceniem ogniska, kłócąc się przy tym zawzięcie. Bilbo
dochodził do żałosnego wniosku, że przygody nie polegają wyłącznie na konnej
przejażdżce w majowym słońcu, kiedy nagle Balin, zazwyczaj pełniący straż, powiedział:
— Tam się coś świeci.
W pewnym oddaleniu, na wzgórzu pokrytym dość gęstym lasem, widać było
wśród drzew błyskające światło; czerwonawy, ciepły blask, jak gdyby ognisko czy
migotanie pochodni.
Przyglądali się czas jakiś, potem wybuchły spory. Jedni mówili „nie”, inni mówili „tak”. Jedni powiadali, że warto by iść i zbadać rzecz z bliska i że wszystko
lepsze niż skąpa kolacja, chude śniadanie i mokra odzież na grzbiecie przez całą
noc. Drudzy na to: „Okolica mało znana, góry też. Policja nie zapuszcza się w te
strony, nie dotarli tutaj nawet ludzie, co rysują mapy. Mało kto w tym kraju wie
o królu, im mniej będziemy wścibiać po drodze nosa w to, co się tutaj dzieje, tym
mniej nazbieramy guzów”. Ktoś zauważył: „Bądź co bądź jest nas czternastu”.
Ktoś inny rzekł: „Gdzież się ten Gandalf podział?” — i to pytanie zadawali sobie
wszyscy. W dodatku deszcz lunął jeszcze rzęsiściej, a Oin i Gloin wszczęli bójkę.
To rozstrzygnęło sprawę. „Koniec końców mamy w kompanii włamywacza czy
nie mamy?” — powiedzieli i ruszyli w kierunku światła, prowadząc kuce za uzdy
z całą należytą ostrożnością. Dotarli do wzgórza i wkrótce las ich ogarnął. Wspinali się w górę, nie trafili wszakże nigdzie na ścieżkę, która by mogła prowadzić
do jakiegoś domu czy zagrody. Mimo wszelkich starań nie uniknęli hałasu, szelestów, skrzypienia, trzasku gałęzi pod stopami (a także stękania i przekleństw pod
nosem) w tym pochodzie wśród gęstwy drzew, w noc czarną jak smoła.
Nagle czerwone światło dość już blisko błysnęło między pniami.
Kim jest narrator? Zaznacz prawidłową odpowiedź spośród podanych.
(1 punkt)
Jednym z bohaterów wydarzeń i prowadzi całą narrację w pierwszej osobie.
Jest wszechwiedzący i czasem się ujawnia.
Jest wszechwiedzący i zawsze wypowiada się w trzeciej osobie.
Nie wiadomo kim jest, nigdy się nie ujawnia.
Zacytuj zdanie, w którym narrator zapowiada przyszłe wydarzenia.
Zaznacz zdania, które są fałszywe.
(3 pkt)
Bohaterowie poruszają się konno lub na kucykach.
Ojciec Bilba miał na imię Bingo.
Bilbo miał brodę, która go ogrzewała.
Ludzie , hobbici, elfy byli spokojnymi mieszkańcami
Wędrówka odbywała się latem.
Gandalf jadący na siwym koniu w pewnym momencie zniknął.
Ilu było wędrowców w powyższym fragmencie?
(1 punkt)
14
13
12
11
Zaznacz zdanie o treści prawdziwej.
(1 punkt)
Wędrowcy mijali rzekę o czerwonej rwącej wodzie.
Gandalf zaprosił wędrowców na kolację.
Bilbo należał do krasnoludów.
.Jaki kaptur nosił Dwalin?
(1 punkt)
ciemnoczerwony
ciemnobrązowy
ciemnozielony
ciemnoniebieski
Gdzie wędrowcy po raz pierwszy spali pod gołym niebem?
(1 punkt)
W Górach Mydlanych
W Górach Mgielnych
W Górach Mdłych
W Górach Mglistych
Które z wymienionych cech nie należą do Bilba?
(1 punkt)
żądnych przygód, energieczny
spokojny, domator
wrażliwy, łakomczuch
niedoświadczony, wygody
Odwołując się do tekstu, uzupełnij luki w zdaniu.
Bilbo lubił spędzać czas...........przy kominku. Podczas wędrówki nie był zadowolony z ............ oraz rzadkich.............
Miał też swój nałóg, a mianowicie.................................
(4 pkt)