Odpowiedź :
Zachód słońca w Milanówku
Milanówek to miasto, które jednym kojarzy się z jedwabiem, innym z fabryką narzędzi chirurgicznych, jeszcze innym z truskawkami, które z takim sentymentem wspominał swego czasu Wojciech Młynarski. Dla Jarosława Marka Rymkiewicza jest to jego własne miejsce na ziemi, a więc częściowo oswojone i znane, choć nie do tego stopnia, by przestało być ciekawe. To miejsce, z którego można obserwować życie i o nim rozmyślać. Obojętne, czy będzie to życie mrówki, kota, gawrona czy chwastów. Jest to życie w samej swojej istocie, czyli w swojej urodzie i brzydocie, w trwałości i przemijaniu, w tęsknocie i zaspokojeniu. W byciu i odchodzeniu.
Już sam tytuł Zachód słońca w Milanówku można rozumieć dwojako, jako opis zjawiska znanego, choć z perspektywy spokojnej prowincji widzianego jakby pełniej, głębiej, i jako opis odchodzenia, żegnania się z życiem. Tytuł jednego z tomików poetyckich J. M. Rymkiewicza dał nazwę wieczorowi poetyckiemu przygotowanemu przez Irenę Jun z aktorami Teatru Dramatycznego – Joanną Trzepiecińską i Krzysztofem Strużyckim. 6 listopada w Stawisku spotkali się miłośnicy poezji i ci, którzy poezję nie tylko lubią, ale też popularyzują – recytatorzy sześciu edycji Konkursu Recytatorskiego im. Jarosława Iwaszkiewicza oraz ich nauczyciele i instruktorzy. Był to więc podwójny koncert poezji, najpierw w wykonaniu amatorów – ale jakże dojrzałych i pełnych pasji – a później profesjonalistów.
W spektaklu odchodzenie, żegnanie tego, co bliskie, symbolizowała pusta ławka, jeden z kilku zaledwie rekwizytów. Uboga scenografia miała przenosić akcent z obrazu na słowo, ale nie było to konsekwentne. Znane obrazy sfilmowane w celu pogłębienia nastroju, a także dźwięki kolejki były zbyt dosłownym unaocznieniem tego, co każdy ma w pamięci z codziennych widoków, przez co gubiła się przenośnia na rzecz realności, a pożegnanie z krajobrazem traciło symbolikę pożegnania z życiem. Irena Jun znakomicie oddała łagodną melancholię wierszy, to jakby cieplejsze „oświetlenie” oglądanego świata – ludzi drzew i zwierząt – w promieniach zachodzącego słońca, czy życia. Smutek pożegnań osładza Rymkiewiczowi bogactwo świata, w którym każdy ma swoje miejsce i jego uwagę – koty, gawrony, chaszcze, a także tory, ścieżka, kolejka. Przy całym smutku – o ileż piękniej żegnać taki świat, niż przejeżdżające za oknem tramwaje i przebiegające anonimowe tłumy między szarymi osiedlami.
Było to udane spotkanie ze znakomitą poezją, przetwarzającą to, co niby znane w nową, inną jakość.
Milanówek to miasto, które jednym kojarzy się z jedwabiem, innym z fabryką narzędzi chirurgicznych, jeszcze innym z truskawkami, które z takim sentymentem wspominał swego czasu Wojciech Młynarski. Dla Jarosława Marka Rymkiewicza jest to jego własne miejsce na ziemi, a więc częściowo oswojone i znane, choć nie do tego stopnia, by przestało być ciekawe. To miejsce, z którego można obserwować życie i o nim rozmyślać. Obojętne, czy będzie to życie mrówki, kota, gawrona czy chwastów. Jest to życie w samej swojej istocie, czyli w swojej urodzie i brzydocie, w trwałości i przemijaniu, w tęsknocie i zaspokojeniu. W byciu i odchodzeniu.
Już sam tytuł Zachód słońca w Milanówku można rozumieć dwojako, jako opis zjawiska znanego, choć z perspektywy spokojnej prowincji widzianego jakby pełniej, głębiej, i jako opis odchodzenia, żegnania się z życiem. Tytuł jednego z tomików poetyckich J. M. Rymkiewicza dał nazwę wieczorowi poetyckiemu przygotowanemu przez Irenę Jun z aktorami Teatru Dramatycznego – Joanną Trzepiecińską i Krzysztofem Strużyckim. 6 listopada w Stawisku spotkali się miłośnicy poezji i ci, którzy poezję nie tylko lubią, ale też popularyzują – recytatorzy sześciu edycji Konkursu Recytatorskiego im. Jarosława Iwaszkiewicza oraz ich nauczyciele i instruktorzy. Był to więc podwójny koncert poezji, najpierw w wykonaniu amatorów – ale jakże dojrzałych i pełnych pasji – a później profesjonalistów.
W spektaklu odchodzenie, żegnanie tego, co bliskie, symbolizowała pusta ławka, jeden z kilku zaledwie rekwizytów. Uboga scenografia miała przenosić akcent z obrazu na słowo, ale nie było to konsekwentne. Znane obrazy sfilmowane w celu pogłębienia nastroju, a także dźwięki kolejki były zbyt dosłownym unaocznieniem tego, co każdy ma w pamięci z codziennych widoków, przez co gubiła się przenośnia na rzecz realności, a pożegnanie z krajobrazem traciło symbolikę pożegnania z życiem. Irena Jun znakomicie oddała łagodną melancholię wierszy, to jakby cieplejsze „oświetlenie” oglądanego świata – ludzi drzew i zwierząt – w promieniach zachodzącego słońca, czy życia. Smutek pożegnań osładza Rymkiewiczowi bogactwo świata, w którym każdy ma swoje miejsce i jego uwagę – koty, gawrony, chaszcze, a także tory, ścieżka, kolejka. Przy całym smutku – o ileż piękniej żegnać taki świat, niż przejeżdżające za oknem tramwaje i przebiegające anonimowe tłumy między szarymi osiedlami.
Było to udane spotkanie ze znakomitą poezją, przetwarzającą to, co niby znane w nową, inną jakość.