Odpowiedź :
W czasie ostatnich wakacji postanowiliśmy się wybrać na kilka dni nad Jezioro Nyskie i popływać łódkami. Było nas w sumie sześcioro. Trzech chłopaków i trzy dziewczyny-znaliśmy się z podwórka.
Rozbiliśmy 2 namioty, jeden dla dziewczyn a drugi dla nas, w pobliżu przystani. Dwóch moich kolegów skończyło kurs żeglarski i oni byli kapitanami. Drugiego dnia wieczorem wszyscy siedzieliśmy przy ognisku, śpiewaliśmy i opowiadaliśmy sobie straszne historie. Wtem, ktoś przypomniał nam, że trzeba mocniej przywiązać linę do łódek bo może nam je zerwać wiatr. Dopiero teraz zorientowaliśmy się, że niebo jest zasnute ciemnymi chmurami .Zaczął podać deszcz. Pomyśleliśmy, że to przelotny deszcz więc nic sobie z tego nie robiliśmy. Ale z każdą minutą padało coraz mocniej i nie zanosiło się na poprawę, a na domiar złego zaczęło się błyskać. Wszyscy popadli w panikę. Dobrze, że mieliśmy już rozłożone śpiwory więc mogliśmy łatwo pod nie wejść. Namioty mieliśmy koło siebie i krótkofalówki do rozmów. Dziewczyny zaczęły szybko ściągać ze sznurków pranie, które rozłożyły na słoneczku na początku dnia. Wszyscy weszli do namiotów ale nie posiedzieliśmy tam długo, ponieważ kapitan zauważył, że łódki zaczynają odpływać od brzegu. Pomimo tego, że wiatr hulał, lał deszcz i błyskało się kapitan kazał nam przywiązać lepiej łódki gdyż czekała nas ciężka i długa noc. Ponieważ dziewczyny piszczały to my musieliśmy wyjść z namiotów. Nie mieliśmy latarek a było bardzo ciemno i ognisko już dawno przestało się palić, na szczęście była pełnia księżyca i co chwilę się błyskało. Serce waliło mi jak młot. Nigdy nie przeżyłem czegoś takiego. Kiedy szliśmy w stronę jeziora nagle coś złapało mnie za kurtkę i nie chciało puścić. Szarpałem się z tym, ale nie chciało dać za wygraną. Ktoś powiedział, że to tylko gałąź zahaczyła o moją kurtkę. Nagle piorun walnął w drzewo gdzieś niedaleko od nas i zaczęło się palić.. Wystraszyliśmy się jeszcze bardziej, złapaliśmy się za ręce i szliśmy dalej. Wtedy sobie przypomniałem, że mam medalik z krzyżykiem więc zacząłem się modlić, żeby w nas nie trafił piorun. Dotarliśmy szczęśliwie do pomostu tam okazało się, że dyżurny ratownik przywiązał już nasze łodzie. Byłem tak zmęczony i wystraszony , że nie pamiętam tam jak wróciliśmy do namiotu. Ale wiem, ż długo i twardo spałem.
Następnego dnia obudziło nas piękne słońce, po burzy nie było ani śladu. Tej nocy nigdy nie zapomnę i myślę, że moi koledzy też nie.
Rozbiliśmy 2 namioty, jeden dla dziewczyn a drugi dla nas, w pobliżu przystani. Dwóch moich kolegów skończyło kurs żeglarski i oni byli kapitanami. Drugiego dnia wieczorem wszyscy siedzieliśmy przy ognisku, śpiewaliśmy i opowiadaliśmy sobie straszne historie. Wtem, ktoś przypomniał nam, że trzeba mocniej przywiązać linę do łódek bo może nam je zerwać wiatr. Dopiero teraz zorientowaliśmy się, że niebo jest zasnute ciemnymi chmurami .Zaczął podać deszcz. Pomyśleliśmy, że to przelotny deszcz więc nic sobie z tego nie robiliśmy. Ale z każdą minutą padało coraz mocniej i nie zanosiło się na poprawę, a na domiar złego zaczęło się błyskać. Wszyscy popadli w panikę. Dobrze, że mieliśmy już rozłożone śpiwory więc mogliśmy łatwo pod nie wejść. Namioty mieliśmy koło siebie i krótkofalówki do rozmów. Dziewczyny zaczęły szybko ściągać ze sznurków pranie, które rozłożyły na słoneczku na początku dnia. Wszyscy weszli do namiotów ale nie posiedzieliśmy tam długo, ponieważ kapitan zauważył, że łódki zaczynają odpływać od brzegu. Pomimo tego, że wiatr hulał, lał deszcz i błyskało się kapitan kazał nam przywiązać lepiej łódki gdyż czekała nas ciężka i długa noc. Ponieważ dziewczyny piszczały to my musieliśmy wyjść z namiotów. Nie mieliśmy latarek a było bardzo ciemno i ognisko już dawno przestało się palić, na szczęście była pełnia księżyca i co chwilę się błyskało. Serce waliło mi jak młot. Nigdy nie przeżyłem czegoś takiego. Kiedy szliśmy w stronę jeziora nagle coś złapało mnie za kurtkę i nie chciało puścić. Szarpałem się z tym, ale nie chciało dać za wygraną. Ktoś powiedział, że to tylko gałąź zahaczyła o moją kurtkę. Nagle piorun walnął w drzewo gdzieś niedaleko od nas i zaczęło się palić.. Wystraszyliśmy się jeszcze bardziej, złapaliśmy się za ręce i szliśmy dalej. Wtedy sobie przypomniałem, że mam medalik z krzyżykiem więc zacząłem się modlić, żeby w nas nie trafił piorun. Dotarliśmy szczęśliwie do pomostu tam okazało się, że dyżurny ratownik przywiązał już nasze łodzie. Byłem tak zmęczony i wystraszony , że nie pamiętam tam jak wróciliśmy do namiotu. Ale wiem, ż długo i twardo spałem.
Następnego dnia obudziło nas piękne słońce, po burzy nie było ani śladu. Tej nocy nigdy nie zapomnę i myślę, że moi koledzy też nie.