Odpowiedź :
Pewnego dnia wyszłam z domu w bardzo dobrym humorze. Szłam właśnie na spotkanie z koleżankami, a słońce łagodnie dotykało mnie swoimi promieniami. Czułam ich ciepło i lekki, ciepły wietrzyk. Zapowiadał się piękny dzień. Ja, Kamila, Ania i Aneta miałyśmy pojechać nad rzekę. W reklamówce, którą niosłam w ręce miałam zapakowany koc, picie, przekąski i krem do opalania. Z słuchawek płynęły nuty moich ulubionych utworów. Dochodząc do skrzyżowania już zaczęłam się zatrzymywać, gdyż świeciło się czerwone światło, jednak po chwili zapaliło się zielone. Szybko przeszłam na drugą stronę i usiadłam na soczyście zielonej ławce. To właśnie na niej miałam się spotkać z przyjaciółkami. Byłam pierwsza, więc chcąc nie chcąc musiałam na nie poczekać. W międzyczasie zmieniłam piosenkę, która właśnie leciała w mojej empetrójce, poprawiłam białą spódniczkę za kolano, którą miałam na sobie i przyglądałam się przechodzącym obok mnie ludziom. Po 20 minutach zaczęłam się jednak martwić. Czy aby nie popsuł mi się zegarek? Może coś pomyliłam? Dla pewności zapytałam się przechodzącej obok kobiety o godzinę, jednak wszystko wydawało się być w porządku. Zadzwoniłam jednak do dziewczyn. Po kilku minutach rozmowy dowiedziałam się, że autobus, którym jechały się zepsuł. Były 5 kilometrów ode mnie i nie miały jak się tutaj dostać. Przełożyłyśmy więc spotkanie na następny dzień. Nie wiedząc, co dalej zrobić, wciąż siedziałam na ławce. Po kilku minutach dosiadła się do mnie dziewczyna, która wyglądała na moją rówieśniczkę. Kogoś mi nawet przypominała... Jednak nie mogłam sobie przypomnieć kogo. Jednak zapytała mnie o imię i okazało się, że to moja dawna znajoma. Chodziłyśmy razem do klasy w szkole podstawowej. Niestety, później musiała wjechać z rodzicami do innego miasta i nie utrzymywałyśmy ze sobą kontaktu. Zaprosiłam ja na wspólny wypad nad rzekę, na co ona z chcęcią się zgodziła. Okazało się, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.